tag:blogger.com,1999:blog-27127664292384890622024-03-27T07:37:46.064+01:00mamamuffinBlog parentingowy, popularyzujący dodatkowo treści z bloga Bankobranie ®Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.comBlogger45125tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-65949259484075745772018-08-06T21:23:00.001+02:002018-08-06T21:27:38.621+02:00Co za ambaras! Dwie kupy naraz!... czyli o początkach podwójnego macierzyństwa <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQT1rJTZFCCGvR7VUmCL29XqcWbULG6C9IfsO_p8uc33aOdOIQTYIzjLCumsPLa4t1jHCuQAsnTCwrr27t-gTE4ep6cN77wazU1lVAOh9GRitaiFF-LtJuItMIM2i_1WVET5CMRiNo9187/s1600/IMG_8975+%25282%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQT1rJTZFCCGvR7VUmCL29XqcWbULG6C9IfsO_p8uc33aOdOIQTYIzjLCumsPLa4t1jHCuQAsnTCwrr27t-gTE4ep6cN77wazU1lVAOh9GRitaiFF-LtJuItMIM2i_1WVET5CMRiNo9187/s640/IMG_8975+%25282%2529.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;">- Robi ci jeszcze kupy w nocy?</span><br />
<span style="font-size: large;">- yyyyy, to może tak być, że nie będzie robiła?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Takim pytaniem zaskoczyła mnie znajoma, gdy urodziło mi się pierwsze dziecko. Wtedy nie wiedziałam o niemowlaku w zasadzie nic, oprócz kilku teoretycznych informacji ze szkoły rodzenia. Miałam taką instrukcję obsługi, jak do pralki. Tu wcisnąć, wybrać taki program, jeśli piorę to, taki jeśli piorę tamto, do tego temperatura i play. Podobny był mój start z niemowlakiem. Przewijać co trzy godziny, układać na brzuchu, wietrzyć pupę, a gdy kąpiel to myć oczka, smarować kremem tu i tu, pudrem tam i siam i dziecko przeżyje. Przeżyło, ma się nawet dobrze, w wieku już ponad dwóch lat. A gdy urodził się synek, nawet nie miałam czasu odkurzyć tych starych zapisek, leciałam na free stajlu. Tym razem wszystko jest inaczej. Ten niemowlak sprezentował mi nie robienie kupy przez dobre 1,5 tygodnia w miesiąc po narodzinach. A ja jestem dużo spokojniejsza, bardziej wyluzowana i wreszcie czująca się mamą na serio.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Pierwsze dziecko to wielkie extra-przeżycie, drugie - wielka radość. Za każdym razem jest eksplozja miłości, ale pierwsze dziecko zmienia życie tak bardzo, że jego pojawienie się przytłacza. Za drugim razem nie ma już tego zaskoczenia. Twoje życie wygląda w zasadzie tak samo, tylko ty biegasz dwa razy szybciej. Momentami z turbotorpedą w tyłku - jak zwykłam myśleć sobie czasem w duchu.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na początku był szok. Gdy wróciłam ze szpitala moje starsze dziecko wydało mi się olbrzymem. Na prawdę wielkim o l b r z y m e m. Zostawiłam w domu maleńką Córeczkę. Wszystko było tyci u tej mojej dwulatki. Drobniutkie rączki, króciutkie nóżki. Po prostu kruszynka. W ciągu kilku dni, gdy byłam w szpitalu, urosła. Choć to oczywiście tylko moje wrażenie optyczne. Wiedziałam to doskonale, ale gdzieś w głębi towarzyszyło mi poczucie, że coś nieuchronnie minęło i już nie wróci. Że nie jestem już tą samą matką co byłam. Nie wiedziałam, jak mam się podzielić. Dwoje dzieci, jedno, które kochałam od ponad dwóch lat, drugie, które pokochałam zaledwie trzy dni temu. Do tej pory każdemu poświęcałam 100 procent uwagi i siły. I nagle, od momentu powrotu z niemowlakiem do domu, te dwie rzeczywistości zetknęły się ze sobą. Gdy byłam z córką, myślałam o tym, że nie przytulam dopiero co urodzonego synka, gdy byłam z synkiem myślałam, że powinnam być z córką i spędzać z nią czas, tak jak to było do tej pory. Rozsypałam się jako matka. Ale zaraz potem pozbierałam i to szybko i ze śmiechem, nie płaczem. A właściwie płaczem ze śmiechu, pewnego wieczoru przy okazji czytania bajki córce na dobranoc...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">- ... i wtedy Kubuś wpadł do dołu, razem z resztą przyjaciół - przeczytałam mniej więcej tak brzmiące zdanie z książki i zamknęłam ją, przekonana, że córka śpi już od jakiegoś czasu bardzo smacznie. Już zabierałam się, by wyjść z jej pokoju gdy...</span><br />
<span style="font-size: large;">- ŁUBUDUBUDUBUDUB!!! - usłyszałam nagle okrzyk. Córeczka wydając go usiadła na łóżku, z oczami wlepionymi we mnie, czekając jak gdyby nigdy nic na dalszą część całej historii.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wybuchnęłam śmiechem, przy okazji którego uroniłam chyba tonę łez. Miałam świadomość, że płyną te, na które miałam ochotę od chwili powrotu do domu, ale nie starczyło mi czasu ani też odwagi, by sobie na nie pozwolić. Przyszły wraz z katastrofą Kubusia Puchatka :) i pomogły, bo dalej było już tylko lepiej. Wzięłam się w garść. Trochę dyscypliny wobec siebie, rutyny w opiece nad dziećmi, łaskawość synka, który pozwalał mi się wysypiać i córki, która nadzwyczaj mądrze podchodziła do spraw codziennych. Od tej pory było już tylko lepiej.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Jestem teraz matką na pełen etat. Pierwsze dziecko mnie dowartościowało, ale drugie dało takiego życiowego kopa, że czuję się jak supermenka. Cały czas na turbodoładowaniu. Ogarnę to! Ta myśl towarzyszy mi teraz najczęściej każdego dnia. Także, gdy na skutek zduplikowanego płaczu, który dochodzi do uszu z dwóch różnych stron mieszkania, mam delikatne wrażanie, że sąsiedzi pomyślą: "dom wariatów". Ja sobie poradzę! Nawet, gdy muszę (a właściwie do niedawna - zanim odpieluchowała się córka - musiałam) zmieniać pieluchy po dwóch kupach jednocześnie. Matka supermenka. Dam radę. Zorganizowałam się, zebrałam do kupy ;) i co najważniejsze: nauczyłam się kochać moje dzieci jednocześnie. Bo pojedynczo kochałam je od zawsze, ale dwoje na raz okazało się pewną sztuką. Teraz gdy patrzę na Córeczkę, jak się krząta po domu, słucham co opowiada, miłość moja bucha do niej rozpalana przez blask oczu młodszego Brata. To one mi się wydają najpiękniejsze, bo takie malutkie, niewinne, bliskie sercu matki, doładowanemu hormonami. A z drugiej strony cały czas myślę i nie mogę się doczekać, kiedy mój mały, nieporadny synek będzie już tak duży jak jego siostra, taki rezolutny i cudowny jak ona. Mam dwoje dzieci a kocham je jak jedno. Tylko mocniej i mają rację ci, co mówią, że miłość się mnoży a nie dzieli. W przypadku dzieci, to chyba do kwadratu :)</span><br />
<br /></div>
Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com220tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-48317028683152576702018-02-15T11:20:00.001+01:002018-02-15T11:21:35.799+01:00Nie karm mojego dziecka takimi głupotami, please! (Post nie o diecie, bynajmniej!)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjw4QugPuXde-kEa6RtmAlocZfyZwuwEpPjMudXysxdKPqNP4AGgRtcxEzFvYI5DqPOE4OEL8lJyoME_DEZ708C7C8QmgpGqR7zMnnkzd693uyqgqU4jrvr-Aa5by_m7yHy4nGxWmByKPTp/s1600/portrait-317041_1920.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1071" data-original-width="1600" height="428" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjw4QugPuXde-kEa6RtmAlocZfyZwuwEpPjMudXysxdKPqNP4AGgRtcxEzFvYI5DqPOE4OEL8lJyoME_DEZ708C7C8QmgpGqR7zMnnkzd693uyqgqU4jrvr-Aa5by_m7yHy4nGxWmByKPTp/s640/portrait-317041_1920.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Czasem mam wrażenie, że dzieci traktuje się niczym pieska w eksperymencie Pawłowa. Przypomnę, że chodzi o ćwiczenie na zwierzęciu bodźców warunkowych. Wspomniany uczony, na bazie wielu prób przeprowadzonych z psem doszedł do wniosku, że zwierzę wykazuje pewne odruchy warunkowe, którymi można sterować, ale też, jak się domyślam, jeśli są raz nabyte, trudno je potem wyeliminować. I tak jeśli pies ślini się na kiełbaskę, to gdy w towarzystwie podawania tej kiełbaski kilka razy zapalisz jednocześnie światło albo pokażesz mu jakiś przedmiot, z czasem pies będzie ślinił się też już tylko na samo zapalenie światła lub na widok rzeczonego przedmiotu. Nie będzie trzeba nawet wyciągać z lodówki jego ulubionego smakołyku. Tak działa jego mózg i biologiczne uwarunkowania.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Do dzieci często podchodzi się jak Pawłow do pieska. Nie rób tego lub tamtego, bo przyzwyczaisz. W domyśle chyba bardzo często, nauczysz odruchów, których już za nic w świecie u dziecka nie wyeliminujesz. Jakby zapominało się, że dziecko jest istotą po stokroć bardziej rozumną od prostego zwierzęcia domowego. I oprócz zwykłych odruchów, ma też umysł, którym myśli i przyjmuje tłumaczenia rodziców. Rozumie i wciela to, co podpowiada mu rozum w życie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na krótko przed pierwszą ciążą miałam okazję zetknąć się z kilkoma tekstami Janusza Korczaka i Marii Montessori. Czytałam je, bo chciałam zrobić drobną przysługę koleżance, która potrzebowała sprawnego streszczenia tych materiałów. Nawet nie wiedziałam, że zrobię tym samym jeszcze większą przysługę sobie samej w postaci zrozumienia istoty filozofii tych dwojga działaczy. Filozofii jakże pięknej, bo bazującej na przekonaniu o wielkości dziecka, które nam dorosłym wydaje się takie małe i nieporadne.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">"<i>Budowniczym człowieka jest dziecko. Dziecko jest ojcem człowieka</i>". (M. Montessori)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Infantylizujemy dzieci. Nie doceniamy ich potencjału. Traktujemy jak istoty słabsze i co tu dużo gadać głupsze od nas, bo patrzymy na nie ze złej strony. Z góry, tak jak pozwala nam na to nasza codzienna perspektywa. Tymczasem skłaniając się do poziomu dziecka, jeśli tylko zrobimy to we właściwy sposób, pozbywając się naszej dorosłej perspektywy, dostrzeglibyśmy olbrzyma o potencjale, sile, wielkości znacznie przekraczającej możliwości "dużego" człowieka.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">"<i>Dziecko nie może myśleć «jak dorosły», ale może dziecięco zastanawiać się nad poważnymi zagadnieniami dorosłych; brak wiedzy i doświadczenia zmusza je, by inaczej myślało</i>". (J. Korczak)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Dziecko w przelanych na papier myślach Korczaka i Montessori to istota potężna. Utkwił mi w pamięci obraz małego niemowlaka, który maluje M. Montessori. Patrząc na niego widzimy jego nieporadność, ruchy które są nieskoordynowane, ciągły płacz. A tymczasem już w tak małym dziecku drzemie wielka siła życia, upór i umiejętność uczenia się, której my dorośli już dawno nie posiadamy. Mówiąc krótko, gdybyśmy mieli w dorosłym życiu zdolności uczenia się małego dziecka, to byśmy wszyscy byli Einsteinami albo jeszcze lepiej. Po prostu potęga!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Z jednej strony XIX wieczne rozważania o wielkości dziecka. Z drugiej XXI wiek i nasze podstawowe problemy, zachowania, które wołają o pomstę do nieba. Myślę, że wielu rodziców, których sercu bliskie jest takie zrozumienie natury dziecka, może mieć podobnych przykładów na pęczki. Ja osobiście wielokrotnie słyszę na temat mojej Córki, jaka to mądra i sprytna dziewczynka, ile potrafi powiedzieć, mając niespełna dwa latka, ile rozumie. I niejednokrotnie, chwilę później w zachowaniu lub na ustach tej samej osoby pojawiają się sytuacje, słowa, które sprowadzają moje dziecko do poziomu właśnie wspomnianego pieska:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">- Choć zobaczysz kotka (powiedziane, by odwrócić uwagę dziecka od przedmiotu, którego bardzo chce a dostać nie może, tymczasem żadnego kotka w okolicy nie ma)</span><br />
<span style="font-size: large;">- Co to za lala w lustrze? (powiedziane, by dziecko przestało płakać, choć moim zdaniem już na poziomie co najmniej pół roku moje dziecko zaczynało kojarzyć, że lustro=własne odbicie)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Niedawno przechodziłam z córką etap odzwyczajania od smoczka. To był dopiero temat! Ileż się nasłuchałam o kurach, co go zjadły, żeby za chwilę i tak znalazł się w jej buzi, o tym, że pani nie sprzeda następnego, że się dzieci będą śmiały... itp. itd. Szczerze, to zamknięcie tego etapu przyspieszyłam chyba właśnie z tego powodu, że już miałam dość robienia z mojego dziecka głupiego, a dopiero w drugiej kolejności z przekonania, że to już absolutnie ten moment i czas najwyższy. Po prostu chciałam zaoszczędzić dziecku komentarzy otoczenia. Wzięłam ją pewnego ranka na bok, gdy płakała za smokiem. Pokazałam jej tego smoka, bo akurat zauważyłam kolejny przegryziony egzemplarz i pokazałam te dziury. Powiedziałam, że zrobiły się od ząbków i nie mogę dać jej więcej tego smoka, bo to niebezpieczne, mogłaby odgryźć i zjeść. Byłby w jej brzuszku i mógłby ją wtedy boleć. I tyle w temacie. Zrozumiała. Przez kilka dni płakała, że pogryzła smoczek, ale tyle. Żadnych bajek, cudactw i magicznych rytuałów. Po prostu dziecko zrozumiało, co się do niego powiedziało, bo zrobiłam to w sposób, który był dla niej przystępny, odpowiadał jej doświadczeniom życiowym, umiejętnościom zrozumienia świata. To wcale nie było takie trudne.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Dlatego apeluję: nie kłam, nie zmyślaj, nie gadaj głupot mojemu dziecku. Please!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Jak nie chcesz, żeby moje dziecko coś robiło, to po prostu mu to powiedz i wytłumacz dlaczego. Albo poproś mnie, abym się do tego zabrała. Ja nie mówię, że mi się nie zdarza, bo nie jest to łatwe. Jest bowiem pewna cienka granica, pomiędzy tłumaczeniem świata na język dziecięcy a traktowaniem dziecka jako, łagodnie to ujmując, mniej bystrej istoty. Jest też subtelna granica między żartem a ogłupianiem. Bo są żarty, które śmieszą tylko nas dorosłych. Takie, które opierają się na wiedzy o świecie, której dziecko jeszcze ma prawo nie mieć. Śmieszą tylko nas, a z dziecka robią niestety głuptaska.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Więc, jeśli masz ochotę się pośmiać, to nakarm tymi głupotami lepiej kury! A nie moje Dziecko.</span><br />
<br />Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-15295962479697954112017-12-24T15:45:00.000+01:002017-12-24T15:45:16.835+01:00Co o życiu wie Twoje Dziecko, a co być może zbyt często Ci umyka? Refleksje Świąteczne.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_KNyCkegrfgzfeYZAeJav_dJPADlo6y3ajpHYpxHslzT7JcUpbNPaqH-5CAyeRmjm3fr5dZVSsTaZ_LEtum1otwfXE4KApjYFHpCjgjsgEwZ4HgLkQlcqfAB9K5ZMhkhdsUchpE3_QIAw/s1600/czapka+mikolaja.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_KNyCkegrfgzfeYZAeJav_dJPADlo6y3ajpHYpxHslzT7JcUpbNPaqH-5CAyeRmjm3fr5dZVSsTaZ_LEtum1otwfXE4KApjYFHpCjgjsgEwZ4HgLkQlcqfAB9K5ZMhkhdsUchpE3_QIAw/s640/czapka+mikolaja.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;">Moje tegoroczne świąteczne myśli mają swój początek tam, gdzie zaczyna się nowe życie. Życie mojego dziecka, które zaczęło się już prawie dwa lata temu. I życie mojego drugiego dziecka, na którego narodziny dopiero czekam... </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wiecie ile uwagi jest w stanie poświęcić maluch dla jednej czynności? Średnio 3 do 5 sekund. Sprawdziłam to naocznie, gdy zostałam mamą. Jeśli liczysz na dłuższe skupienie ze strony malutkich oczek, ryzykujesz rozczarowanie. Dziecko żyje chwilą tak, jakby żadne wczoraj, jutro, a nawet za 5 minut i godzinę nie istniało. Po prostu o tym nie myśli, a to co zajmuje jego umysł to właśnie kilkusekundowe rozterki. Nie wybiega nimi kilka kroków do przodu, ani nie kroczy w tył. To dlatego rodzicielstwo wymaga tyle cierpliwości, gdy powtarza się po raz dziesiąty w jednej minucie, że piecyk jest gorący i trzeba trzymać się od niego z daleka.Tak żyje malutkie dziecko. A jak żyją dzieci już dorosłe? Planujemy przyszłość, przeżywamy to, co minęło i myślimy, co zrobić, żeby nie poparzyć się ponownie. Myślami jesteśmy głównie w jakimś innym wymiarze czasowym, czy to przeszłym, czy mającym nadejść, bynajmniej zawsze odległym od teraźniejszości. Całymi latami byłam przekonana, że jest to najmądrzejsza postawa, jaką możemy przyjąć w życiu. Aż nie zetknęłam się z własnym dzieckiem i nie wpadłam po uszy z miłością w cały jego świat pełen teraźniejszości. Patrzę teraz z innej perspektywy i uwielbiam tkwić w tej rzeczywistości. W niej odpoczywam i nabieram sił na dorosłe rozmyślania. Wiem, że nie jestem wyjątkowym rodzicem. Wielu ma dokładnie tak samo. </span><br />
<br />
<span style="font-size: x-large;">Ta życiowa mądrość, której doświadcza rodzic malutkiego dziecka jest jednak bardzo ulotna. Dzieci dorastają a wraz z nimi umyka zdolność do zatrzymywania się w teraźniejszości. Może udaje się, gdy wyjedziemy na urlop, albo na chwilę w wyjątkowo udany weekend. Ale dużo rzadziej tak na co dzień, o każdym poranku, popołudniu i wieczorem.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Dziś wieczorem, gdy zasiądziemy wspólnie z Mężem i Córeczką przy Wigilijnym stole bardzo chcę mieć tą właśnie refleksję głęboko w pamięci. Życzyć sobie, by taka umiejętność upajania się tym, co jest tu i teraz, szczęściem, obecnością bliskich towarzyszyła nam każdego dnia, nie tylko w takich świątecznych okolicznościach. Ja na szczęście mam obok siebie moje Dziecko, które będzie mi o tym na co dzień przypominać ;)</span><br />
<div>
<br /></div>
Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-6167902941604850932017-11-28T21:44:00.000+01:002017-11-28T21:45:48.525+01:00Mamo z przychodni, przepraszam Cię za tę szpilkę w Twojej pupie<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8XUSKYGcZ7vVoqcauU-DB40gBU6FJSKlWk8aElNuun1xoEsjjskVjUNEGo3dAev0SIB2powwiDEvCVBmV3MIUPIfud-Yywegui4idM3rixjNkIljgmphyphenhyphen5DxabJXQeQP0akrxXD1byzBA/s1600/pupa+kadr.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="768" data-original-width="1024" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8XUSKYGcZ7vVoqcauU-DB40gBU6FJSKlWk8aElNuun1xoEsjjskVjUNEGo3dAev0SIB2powwiDEvCVBmV3MIUPIfud-Yywegui4idM3rixjNkIljgmphyphenhyphen5DxabJXQeQP0akrxXD1byzBA/s640/pupa+kadr.png" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Siedziałam w przychodni, przed drzwiami gabinetu mojego ginekologa. To była druga, a może trzecia z kolei ciążowa wizyta. Dokładnie nie pamiętam. Akurat zdarzyła się wtedy seria brzuchatych pacjentek. W bardziej lub mniej zaawansowanej ciąży. Było już dosyć późno, smętnie i nudno, więc gdy tylko jedna z przyszłych mam odważyła się coś powiedzieć, zaraz wywiązała się zagorzała dyskusja. Oczywiście o ciąży i dzieciach. W rozmowie zaczęła dominować jedna z mam, która spodziewała się pierwszego dziecka. Pół żartem, pół serio widać było, że się obawia swojej nowej roli i czuje się do niej (a jakże by inaczej!) totalnie nieprzygotowana. Najbardziej przerażała ją wizja nieprzespanych nocy. W kółko pytała, czy to tak na serio jest, że nie da się wyspać. Cóż powiedzieć mogły inne, bardziej doświadczone mamy?</span><br />
<span style="font-size: large;">- Bywa różnie, ale lepiej zawczasu się wyspać - żartowała jedna z nich.</span><br />
<span style="font-size: large;">- U mnie najgorzej było z kolkami, wtedy to był koszmar ze spaniem - dodała inna.</span><br />
<span style="font-size: large;">Ja byłam w tym towarzystwie akurat najdłuższą stażem mamą, wtedy 20-miesięcznej córeczki. I chyba poczułam się przez to ekstra ekspertką, bo w pewnej chwili wyrwało mi się:</span><br />
<span style="font-size: large;">- Ja od półtora roku przespałam dopiero dwie noce, serio - powiedziałam szczerze i nie skłamałam. Tak właśnie wtedy było. Nocny sen jeszcze był przerywany i trochę przerażała mnie wizja, że za parę miesięcy częstotliwość pobudek znów wzrośnie. To chyba stąd te słowa, najwyraźniej ciężkiego kalibru, bo w oczach dziewczyny zobaczyłam autentyczne przerażenie. "No przygotuj się dziewczyno i nie patrz tak na mnie" - pomyślałam wtedy brutalnie, a przez głowę nie przeszła mi nawet odrobina refleksji nad tymi słowami. Zaraz po tych słowach weszłam do gabinetu.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">A przecież Droga Mamo spotkana w przychodni, nie powiedziałam Ci wtedy wszystkiego. Bo jaką prawdę o doświadczeniu z dzieckiem, w jakiejkolwiek dziedzinie, można zamknąć w jednym zdaniu, wetkniętym tuż przed wejściem na wizytę do lekarza? Codzienność z dzieckiem to tysiące sytuacji, każda ma sto pięćdziesiąt przyczyn i mniej więcej tyle samo skutków. Jak to można tak uogólnić? Nie powiedziałam Ci przecież droga mamo, że nadal karmię piersią, że kiedyś budziłam się przy tej okazji x-dziesiąt razy w ciągu nocy, a teraz raptem raz czy dwa na szybkie karmienie. I idę w kimono zasypiając w kilka sekund, dziecko też odpływa w błogi sen zanim jeszcze skończy "cyckać" na dobre. Nie powiedziałam Ci też, że do tego się w zupełności przyzwyczaiłam. Że wstaję w nocy zupełnie tego nie rejestrując, a mój organizm (nie licząc pierwszych najtrudniejszych tygodni), absolutnie się do tego przyzwyczaił. Po prostu wpisał sobie te pobudki w swój rytm funkcjonowania. I jest ok. Owszem, gdy zasypiam, myślę sobie czasem jakby to było fajnie zamknąć oczy i obudzić się dopiero rano. Tak jak kiedyś. Ale ostatecznie to dla mnie nie problem, ba nawet lubię te nocne chwile spędzone sam na sam z dzieckiem, które mnie tak bardzo potrzebuje. Być może Ty też to poczujesz. Tego Ci nie powiedziałam i za to przepraszam.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Nie wiem dlaczego mamy, gdy tylko wyczują się "starsze stażem", często mają tendencję do generalizowania w ten sposób, by efekt rozmowy był dla tej młodszej matki zaskakujący. Często szokujący. I w gruncie rzeczy czasem być może, że miażdżący. Taka mała szpileczka wbita w pupcię "młodszej stażem", a więc i mniej doświadczonej koleżanki. Tak jakby ten jej lekki podskok na siedzeniu i czasem stłumiony pisk, spowodowane ukłuciem, miały wywołać ulgę umęczonej już wychowaniem dziecięcia mamy.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Sama padałam nie raz ofiarą podobnych "szpileczek". Nie zawsze złośliwych, czasem wkłutych bezmyślnie, niechcący, a być może i nawet w dobrej wierze. Ale jednak. Pamiętam na przykład rozmowę z koleżankami w okresie, gdy moja córeczka miała jakieś 3-4 miesiące. Żaliłam się wtedy, że moją zmorą jest przebudzanie się dziecka choćby na najdrobniejszy szelest, gdy wchodzę do niej do pokoju. "Dlatego ja do mojego dziecka nie zaglądam, kiedy śpi." - usłyszałam w odpowiedzi konkretne słowa z ust jednej z mam. I skończyłam rozmowę, czując się wtedy, hmm... matką fajtłapą? Lekko przewrażliwioną? Na pewno nie doświadczoną. Teraz z perspektywy, bardziej pewna siebie i swoich działań, spojrzałabym na te słowa w inny sposób. Właśnie w taki, jak wyżej podsumowałam swoje własne. No bo przecież autorka tych słów ma dziecko starsze o rok. Kiedy moja córka zaczynała sztywno trzymać główkę, jej dziecko już dawno hasało po placu zabaw. To duża różnica i tym samym olbrzymia przepaść w doświadczeniach matek. Tak wielka, że czasem u tej starszej pewne sytuacje już dawno mogły ulecieć z pamięci. Czy na prawdę nie zaglądała? Tym bardziej przy pierwszym dziecku? Czy po prostu już nie pamiętała, że taki nowonarodzony maluszek budzi obawy u swojej matki, kiedy śpi i nie ma go na oku. To starsze co najwyżej się odkryje. To malutkie może zakryć buzię kocykiem, przewrócić się na brzuszek, zatkać nosek, nie móc oddychać. Być może, nawet gdy są to tylko zmory świeżo upieczonych mam, a nie realne zdarzenia, są wystarczającym powodem, by zaglądać nawet setny raz do pokoju, gdzie śpi noworodek. Żadnym objawem gapiostwa i braku rozsądku. No ale, co mama starszaka powiedziała, to powiedziała. Dyskusja poszła dalej innym torem, a "szpileczka w mojej pupie" została ;)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Zachowałam się w podobny sposób wobec Ciebie Droga Mamo poznana w przychodni, a przecież sama obiecałam sobie, zaczynając pisać tego bloga, że nie będę generalizować. Nie będę przenosić moich doświadczeń na doświadczenia innych mam i przez to prawić jakichkolwiek morałów. Ja co najwyżej mogę pisać o sobie i moim dziecku i już. Z rozwagą, mając na względzie tego, kto to czyta. Może znajdzie w moich słowach coś dla siebie. A w życiu zachowałam się dokładnie na odwrót. Nie wiem, co bardziej zatriumfowało. Chęć zabłyśnięcia, albo może raczej skrywane obawy, co do moich nadchodzących nocy po urodzeniu drugiego dziecka. W każdym razie wyszło fatalnie i nie mogę już tego inaczej naprawić. Dlatego, Droga Mamo, może Ty, albo podobna Tobie osoba czyta właśnie ten wpis. Przepraszam Was w imieniu innych mam. Czasem intencje bywają szczere, a wychodzi wiadomo... jak zawsze :( Lubimy rozmawiać. Rozmowa o dzieciach łączy szczególnie i bardzo dobrze! W dzisiejszych czasach to warta pielęgnowania cecha. Tyle, że w takich rozmowach często uogólniamy. I obie strony muszą mieć to na uwadze.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Droga Młoda, Niedoświadczona, Pełna obaw Mamo! Pamiętaj, że jedno jest w stu procentach pewne. Twoje dziecko będzie inne niż moje! Nie ma dwóch takich samych. Co najwyżej może mieć pewne analogiczne zachowania. Momentami da Ci w kość, a może będzie grzeczne i spokojne, albo najpierw przez pierwsze pół roku doprowadzi Cię do totalnego wyczerpania, ale za to później stanie się cudnym aniołkiem? Będą chwile trudniejsze i te przyjemniejsze. Takie jest życie. Takie jest macierzyństwo. I rodzicielstwo też. I to jest piękne. Dlatego podnieś pupę, żeby szpileczka trafiła gdzieś w powietrze. Jesteś/Będziesz Matką, więc zasługujesz na to, by nosić ją wysoko ;)</span><br />
<br />Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-30711666878651584372017-10-25T19:04:00.001+02:002017-10-30T11:06:31.230+01:00Jak zaszłam w drugą ciążę? Pikantne szczegóły! ;)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8UyfUs6jt6J_oMhZ2GBslcE6clqxXaKRQsNegG90qphjHFpwGYXyaWAS2jeZF9uAHM-EvORrhsRyt7CqLjwkl0XtFVzGMTYQOK13I3p4Do6P5eJ3M3-0ftkYeRYQ7wBFTpt65KG2RDdRa/s1600/jak+zaszlam+w+ciaze.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="397" data-original-width="560" height="452" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8UyfUs6jt6J_oMhZ2GBslcE6clqxXaKRQsNegG90qphjHFpwGYXyaWAS2jeZF9uAHM-EvORrhsRyt7CqLjwkl0XtFVzGMTYQOK13I3p4Do6P5eJ3M3-0ftkYeRYQ7wBFTpt65KG2RDdRa/s640/jak+zaszlam+w+ciaze.png" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Moja ostatnia rozmowa telefoniczna z ginekologiem:</span><br />
<span style="font-size: large;">- Od dwóch tygodni źle się czuję, więc albo jestem w ciąży, albo moje hormony oszalały.</span><br />
<span style="font-size: large;">- A czy robiła Pani test ciążowy?</span><br />
<span style="font-size: large;">- Nie, bo już mi nie raz różnie wychodziły te testy, wolę nie robić.</span><br />
<span style="font-size: large;">- To się umówimy tak: proszę zrobić sobie badanie Beta hCG i w zależności od wyniku umówimy się na pilną wizytę, albo dopiero za miesiąc, bo takie mam terminy.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Tydzień później, po godzinie 22-ej, wciśnięta w kolejkę między dawno zapisane już pacjentki, siedziałam w gabinecie ginekologicznym. Wynik bety >121 tys. mIU/ml</span><br />
<span style="font-size: large;">- Jeszcze nigdy nie widziałem na dzień dobry u pacjentki takiego wyniku. - powiedział lekarz.</span><br />
<span style="font-size: large;">A że ja oczywiście nie pamiętałam daty ostatniej miesiączki, musiałam zdać się na niego. -To będzie gdzieś 10-ty tydzień. - orzekł.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Oczy wyszły mi lekko na wierzch. Czułam się jak uczeń, który nie odrobił pracy domowej a w dodatku przyszedł na lekcję totalnie nieprzygotowany. Zupełnie nie w moim stylu. Zaczęłam się jąkać tłumacząc, że przyszłam tak późno, bo myślałam, że to hormony. 19-miesięczna córeczka jeszcze na piersi, ale je już trochę mniej. Stąd myślałam, że te mdłości i inne przypadłości są spowodowane zmianami w organizmie, który wraca na stare tory po ciąży. Ale jak widać nie zdążył. Zafundowałam mu kolejne 9 miesięcy rewolucji, potem następne może i 20 albo dłużej (oby!) okresu karmienia piersią. Chwilę później już widziałam małego sprawcę całego zamieszania na żywo. Wzruszenie jak za pierwszym razem. Do tego myśl, że po prostu nie mogę uwierzyć, że mam w sobie już takie duże Życie, przyczajone, spokojnie się w brzuszku wiercące, jakby chciało powiedzieć: "Cześć Mamo, jestem tutaj, ale ty sobie nie przeszkadzaj, trochę sobie tu jeszcze posiedzę. Ok?". Z pierwszym dzieckiem poznaliśmy się na etapie mikroskopijnej kropeczki. A teraz, jaki to był szok i niespodzianka.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">No to jazda! Jak dla mnie taka bez trzymanki. Mały psikus od życia, który niebawem zamieni się w prawdziwy skarb. Dobrą puentą do tego była informacja, która padła z ust lekarza na koniec wizyty: termin na 1. kwietnia. Prima Aprillis. No tak... Jakże w tej sytuacji mogłoby być inaczej :)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Pierwsze dziecko jest ponoć z ciekawości a drugie z miłości. Jak to było u nas za tym drugim razem? Od samego początku, gdy na świecie pojawiła się Mała Muffinka wiedziałam, że nie może wychowywać się sama. Drugie dziecko było w planach, ale ja nigdy nie licytuję się z życiem o to, co chcę a czego nie i kiedy, jeśli wiem, że nie mam na to 100-u procentowego wpływu. Dlatego myśl o powiększeniu rodziny była lekko z tyłu mojej głowy. Powrót do pracy, obowiązki przy dziecku, ogarnianie życia rodzinnego. Nie było czasu przystanąć i pomyśleć: teraz! W zasadzie to, mówiąc szczerze, trochę się jeszcze bałam. Czułam się mocno zmęczona psychicznie. Także mój organizm (tak przynajmniej myślałam), nie był jeszcze gotowy, bo do wagi sprzed ciąży (53 kg) brakowało mi wciąż 8-iu. No i wspomnienia z porodu, choć wcale nie najgorszego, były dosyć świeże. To znaczy z pamięci wymazało mi się wszystko, co wiązało się z bólem, czy obawami. Ale jak dziś pamiętam moje słowa do męża po przywiezieniu z porodówki na salę: "Jeśli chodzi o drugi poród, to na razie na pewno zaczekamy". No i przez to w mojej głowie tkwiło, że z jakiegoś powodu musiałam to powiedzieć.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na szczęście życie pomyślało za mnie. W sumie to akurat w chwili, kiedy dzięki mojej córeczce zaczęłam przesypiać noce! No to teraz mam jakieś... 5 miesięcy, żeby się tym nacieszyć ;) I tak oto druga ciąża przyszła w momencie, kiedy jeszcze nie byłam gotowa. Ale wiadomość o niej, przez moje tymczasowe roztargnienie, z lekkim opóźnieniem i dzięki temu już w zasadzie w chwili, gdy to się zmieniło. Chyba intuicyjnie coś musiałam przeczuwać, bo nie wiedzieć czemu spóźnione odwiedziny u znajomej, która urodziła niedawno dziecko, wreszcie doprowadziłam do skutku. Po prostu poczułam, że muszę zobaczyć małą Martę. Odwiedziłam ją i dzięki temu autentycznie jakiś tydzień wcześniej, przed badaniem u ginekologa miałam w głowie myśl: "Już jest ok. Nie byłoby tak źle ";) No i proszę, mówisz i masz...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">I jedyne, na co się nie przygotowałam, to brak apetytu na mojego ukochanego pikantnie zapiekanego kurczaczka. Ale jak to w ciąży, szybko się odmienia, więc mam nadzieję, że i smak na paprykowo-ziołowe pałeczki powróci. Wtedy obiecuję przepis na blogu!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Żeby go nie przegapić i jeszcze kiedyś dowiedzieć się, co u nas słychać koniecznie kliknij "Lubię to" o tutaj:</span><br />
<div class="fb-page" data-adapt-container-width="true" data-height="200" data-hide-cover="true" data-href="https://www.facebook.com/mamamuffinpl" data-show-facepile="false" data-small-header="true" data-width="500">
<blockquote cite="https://www.facebook.com/mamamuffinpl" class="fb-xfbml-parse-ignore">
<a href="https://www.facebook.com/mamamuffinpl">Mamamuffin</a></blockquote>
</div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span><br />
<span style="font-size: large;">A jak to było u Was z drugą ciążą? Jaki był początek? Jakieś zaskoczenia?</span>Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-29658041680059951892017-10-16T12:49:00.000+02:002017-10-16T12:50:17.636+02:00Muffinki maślane - wyjątkowo puszyste!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiW-XZfWLdAqfPObO2C0yi9s3AX6Hk-RShsqReolHZDttJZB0fxvMFZxJEyFLKqMfRFYBcBD2ha2NN6vjWWURl_xX2Wa1NcXuqQdXNa0WdDfzt1V8EGl8f8dX7sCu64Pbj13v6oyxtNcPM6/s1600/muffinki+ma%25C5%259Blane.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="muffinki maślane puszyste" border="0" data-original-height="397" data-original-width="560" height="452" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiW-XZfWLdAqfPObO2C0yi9s3AX6Hk-RShsqReolHZDttJZB0fxvMFZxJEyFLKqMfRFYBcBD2ha2NN6vjWWURl_xX2Wa1NcXuqQdXNa0WdDfzt1V8EGl8f8dX7sCu64Pbj13v6oyxtNcPM6/s640/muffinki+ma%25C5%259Blane.png" title="muffinki maślane puszyste" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">W życiu trzeba sobie czasem podmaślić ;) Zwłaszcza, jeśli jest się na progu zmian takich jak u nas (o czym niebawem na blogu), wypada sobie dodać odwagi, doprawiając ją szczyptą dobrego nastroju. A ten wiadomo, nie bierze się z niczego. Podniebienie i żołądek to jego najlepsi przyjaciele. Przyszedł więc czas, by wypróbować przepis, który od dawna przerzucałam z miejsca w miejsce w moim notesie kulinarnym. Nie wiem dlaczego tak długo nie wiedziałam, że mam w nim taki prawdziwy maślany skarb.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Żeby te muffinki wyszły prawdziwie maślane, nie warto kombinować z masłem. Żadne 60, czy 70 procent, albo maślany mix! Prawdziwe masło to takie, które zawiera od 80 do 90 procent tłuszczów mlecznych i ani grama roślinnych.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Składniki na muffinki (18 sztuk):</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">1 łyżeczka aromatu waniliowego (lub pół laski wanilii)</span><br />
<span style="font-size: large;">kostka masła (200 g)</span><br />
<span style="font-size: large;">cukier (350 g)</span><br />
<span style="font-size: large;">5 jaj</span><br />
<span style="font-size: large;">mąka (250 g)</span><br />
<span style="font-size: large;">3/4 łyżeczki proszku do pieczenia</span><br />
<span style="font-size: large;">1/4 łyżeczki soli</span><br />
<span style="font-size: large;">1 szklanka mleka</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Aby muffinki były idealnie puszyste koniecznie trzeba pamiętać, by odpowiednio wcześniej wyjąć z lodówki produkty do ich przygotowania (masło, mleko, jajka). W szczególności masło, jeśli będzie w temperaturze pokojowej, o wiele szybciej, łatwiej i dokładniej wymiesza się z pozostałymi składnikami. Odrobina cierpliwości, zanim prawdziwe masło nabierze swojej maślanej, lekkiej konsekwencji to cena jaką płaci się za pyszny smak. Maślane mixy są miękkie z natury, nawet w lodówce, ale czy to na prawdę to samo? Jak dla mnie nie!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wykonanie:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Zmiksuj cukier z masłem, tak by otrzymać jednolitą, puszystą masę. Grudki cukru będą lekko wyczuwalne, ale lekkość masy powinna być widoczna po ok. 3 do 5 minut miksowania. Kolejno dodawaj jajka, jedno po drugim, każde miksując dokładnie z masą. Dodaj aromat (lub nawet lepiej prawdziwą wanilię z laski). W oddzielnej misce przygotuj mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia i odrobiną soli. Powoli dodaj do masy, na zmianę z porcjami mleka. I gotowe. Masę można wkładać do foremek. (Testowałam wariant z silikonowymi i papierowymi foremkami, którymi wykładam specjalną blachę na 12 szt. muffinek - ta druga opcja wypadła zdecydowanie lepiej!).</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Muffinki włóż do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni C i piecz przez ok. 20 min aż się wyraźnie zarumienią.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Smacznego!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">P.S. Dobra wiadomość. Te muffinki pozostają świeże wyjątkowo długo. Nawet po kilku dniach, odpowiednio przechowywane (pod przykryciem), są tak samo puszyste i lekko wilgotne w smaku jak zaraz po wyjęciu z piekarnika.</span><br />
<br />Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-24336437853233944252017-07-27T10:49:00.001+02:002017-07-27T11:39:04.265+02:004 błędy, które popełniłam planując tegoroczne wakacje i 3 całkiem udane decyzje<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi70FPw5MOKPViRF7v7MkiiAaYI5kiJcsVX3CbKku-UIfnQArfbjmoqgMo8A09vOnBDtgrI8ct0JZuW_tSPuCXHzaAzzEtGqrWvm_vb_EssFFQpHNxq0W_9LTW9ZqO6BKrF5qGEsCAujO2y/s1600/IMG_3848.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1600" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi70FPw5MOKPViRF7v7MkiiAaYI5kiJcsVX3CbKku-UIfnQArfbjmoqgMo8A09vOnBDtgrI8ct0JZuW_tSPuCXHzaAzzEtGqrWvm_vb_EssFFQpHNxq0W_9LTW9ZqO6BKrF5qGEsCAujO2y/s640/IMG_3848.JPG" width="640" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;">Zacznę od tego, że tegoroczne rodzinne wakacje uważam za bardzo udane. Nie mam zamiaru absolutnie narzekać, a raczej podsumować kilka ciekawych doświadczeń, które nas spotkały i "ubarwiły" wspólny wyjazd. Był to pierwsze wakacje w pakiecie 2+1 (nie licząc dotychczasowych wyjazdów do dziadków) i pierwszy tak daleki wyjazd. Wniosek: było zdecydowanie bardzo inaczej w porównaniu z tym, jak spędzaliśmy czas na podobnych wyjazdach jeszcze zanim urodziła się Córeczka. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Planując wakacje z prawie półtorarocznym dzieckiem nie wzięłam pod uwagę jednego kluczowego faktu. Nasz świat kręci się teraz wokół dziecka i wakacje zakręcą się tym bardziej. A to oznaczało, że będzie jak co dzień, czyli na wariackich papierach.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br />Co więc poszło "nie tak"?</span><br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjE8YLvmoyJv_J2n7s-PuaIjySLgjxhWFQix7kyWxLk1kIAzuzrSk7dNOvixh8VDKKnMMAwdAHdkuNF4LdtuHu2mJjEgAGrVP82FQsWzDyZB7tjU_F4zgjTWtdN_cPhzWQ0yQ-ceh5wI6qC/s1600/Mamamuffin+%2526+Co.%252C+czyli.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="512" data-original-width="1024" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjE8YLvmoyJv_J2n7s-PuaIjySLgjxhWFQix7kyWxLk1kIAzuzrSk7dNOvixh8VDKKnMMAwdAHdkuNF4LdtuHu2mJjEgAGrVP82FQsWzDyZB7tjU_F4zgjTWtdN_cPhzWQ0yQ-ceh5wI6qC/s1600/Mamamuffin+%2526+Co.%252C+czyli.png" /></a><span style="font-size: large;">Błąd nr 1: Jedziemy nad morze, a więc najwięcej czasu spędzimy oczywiście nad morzem.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Gdy wyjeżdżaliśmy w dwójkę nie mogliśmy nadziwić się tym, którzy siedzieli godzinami przy hotelowym basenie. Na 3, 4-ty dzień pobytu pytali nas o drogę na plażę położoną jakieś 500 m dalej. Już się nie dziwię :) My najwięcej czasu spędziliśmy na ... placu zabaw. Mała była w siódmym niebie siedząc dokładnie na takiej samej huśtawce, jaką ma na co dzień koło domu. A po wejściu na plażę i wykonaniu kilku kroków w piasku z rozpaczą pokazywała rączką w kierunku wyjścia. W efekcie nasze sesje plażowe trwały od 5 do 20 minut. Nie dłużej.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Błąd nr 2: Zacznę pakować się wcześniej, to i tak bardzo duże wyprzedzenie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Taaa... Na pewno nie dla zakręconej w wirze codziennych obowiązków matki. Dobrze, że zostawiłam sobie taką rezerwę czasową, ale i tak zafundowałam sobie w ten sposób dzień pełen paniki. Pamiętam jak przed naszą podróżą poślubną pakowałam walizkę jeszcze kilka godzin przed wyjazdem na lotnisko. Do ostatniej chwili walczyłam z nadmiernymi kilogramami. Ale teraz pomyślałam sobie, że 3 dni na spakowanie trzech osób przecież w zupełności wystarczą. I pewnie by tak było, gdyby nie wniosek, do którego doszłam w ostatniej chwili, że właśnie nastąpił ten nieszczęsny moment, w którym Córeczka zaczęła hurtowo wyrastać ze wszystkich ciuszków. Zostały dwa dni, ja miałam zero czasu na jakiekolwiek bieganie po sklepach, a dziecko wyglądało jak sierotka, gdy po kolei przymierzałam jej kolejne ciuszki z przygotowanej wcześniej sterty do zapakowania. Wyjścia były dwa. Albo zapakuję co mam, a potem zdjęcia z wakacji schowam gdzieś głęboko w folderze "tajne przez poufne", by za kilkanaście lat nie dogrzebała się do nich Córeczka. Albo zrobię zakupy przez internet, do czego nigdy nie byłam dotąd przekonana. Ponieważ uwielbiam robić zdjęcia i chwalić się ich efektami wybrałam opcję nr 2 kupując dziecięce ciuszki w sklepie on-line. Trochę mnie to kosztowało stresu, bo zakupy były n a p r a w d ę na ostatnią chwilę.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Błąd nr 3: Zawsze podróżowaliśmy z małą w nocy. Dziecko spało, podróż upływała spokojnie i bez przygód. Ale tym razem, skoro był to wyjazd na wakacje, starym zwyczajem zaplanowaliśmy odwiedzić po drodze kilka lokalizacji i wzbogacić tym samym swój pakiet wakacyjnych wrażeń. I znów był ZONK. U naszego Malucha pierwszy raz odezwała się choroba lokomocyjna. Piękne ciuszki, które przygotowałam dla siebie i dla niej na podróż (żeby ubrać się wakacyjnie i wprawić w wypoczynkowy nastrój), skończyły tragicznie. Jechaliśmy jak na sygnale, byle do celu, zatrzymując się tylko na siusiu i kawę. Ze zwiedzania nici, bo ani nastrój, ani tym bardziej outfit mój i Córeczki nie był ku temu korzystny...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Błąd nr 4: Było trochę kontynuacją tego, co powyżej. Przygotowałam szczegółowy plan atrakcji, które chcieliśmy zobaczyć. Bo przecież nad morzem jest ich dużo więcej niż tylko woda i piasek. Prawda? Ale... nie przewidziałam, że droga do nich będzie wiodła nieopodal niezliczonej liczby dmuchańców-skakańców, helowych baloników i dziecięcych samochodów na pilota. To one stały się celem niejednego spaceru, a widząc radość dziecka nawet nie myśleliśmy, by zmieniać kierunek i szukać innych wrażeń.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">To tyle na temat urlopowych wtop. Jakie wakacyjne decyzje nam się udały?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Po pierwsze: Wakacje w Polsce. Założyliśmy sobie, że dopóki Córeczka nie będzie miała prawdziwej frajdy z lotu samolotem i przebywania w tropikach, nasze wakacyjne szaleństwa będziemy realizować na miejscu, w kraju. Biorąc pod uwagę to, o czym wspomniałam powyżej, była to dobra decyzja. Bo jaka jest różnica między huśtawką i dmuchaną zabawką w Polsce albo południowoeuropejskim słońcu? Opalenizna być może większa, ale uśmiech dziecka zawsze ten sam :)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Po drugie: Przekonałam się do zakupów przez internet. <a href="http://nowe.txm24.pl/pixels/index.php/?tt=19099_12_284893_" rel="nofollow" target="_blank">Ciuszki z TXM</a> dotarły lotem błyskawicy. W paczkomacie koło mojego domu były już następnego dnia po zamówieniu, czyli akurat w chwili, kiedy czas najwyższy był już na domykanie walizek. Zrobiłam na prawdę udane zakupy, kompletując całą niezbędną wakacyjną wyprawkę za nieduże pieniądze.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Po trzecie: Wakacje 2+1 bez Babci i awaryjnych nianiek. Chociaż nie wątpię, że ich towarzystwo ubarwiłoby nasz wspólny wyjazd, to jednak przez te kilka dni na prawdę mieliśmy czas tylko dla siebie. Wycisnęliśmy go na maksa, ciesząc się chwilami spędzonymi tylko we... troje :)</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: large;"> </span><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4ClZTkIbjKahPdAwCL6LOB4-lHkurgnRLtn9dCa_x3BPKlo00oRAxwFoNBtP5jyZpL0mhZ9FVYBObRMtDv67tl5oUR1JXrsW88WyPtgVMH2CCg0ZkVkp3frdxx9sR5akV35uYFZia2oDx/s1600/wakacyjny+kolaz.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="768" data-original-width="1024" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4ClZTkIbjKahPdAwCL6LOB4-lHkurgnRLtn9dCa_x3BPKlo00oRAxwFoNBtP5jyZpL0mhZ9FVYBObRMtDv67tl5oUR1JXrsW88WyPtgVMH2CCg0ZkVkp3frdxx9sR5akV35uYFZia2oDx/s640/wakacyjny+kolaz.png" width="640" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;">Na zdjęciach - Mała Muffinka w wakacyjnej odsłonie. <a href="http://nowe.txm24.pl/pixels/index.php/?tt=19099_12_284893_" rel="nofollow" target="_blank">Ciuszki kupione w TXM</a> (łącznie zapłaciłam za nie 103 zł, co jak na taką ilość też było dla mnie miłą niespodzianką):</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">- <a href="http://nowe.txm24.pl/pixels/index.php/?tt=19099_12_284893_&r=%2Fniemowlak%2Fodziez%2Fspodnice" rel="nofollow" target="_blank">spódniczka niemowlęca szara w pastelowe motylki</a></span><br />
<span style="font-size: large;">- <a href="http://nowe.txm24.pl/pixels/index.php/?tt=19099_12_284893_&r=%2Fniemowlak%2Fodziez%2Fbluzki" rel="nofollow" target="_blank">bluzeczka krótki rękaw z siateczką</a></span><br />
<span style="font-size: large;">- <a href="http://nowe.txm24.pl/pixels/index.php/?tt=19099_12_284893_&r=%2Fniemowlak%2Fodziez%2Fswetry" rel="nofollow" target="_blank">sweterek dziergany</a></span><br />
<span style="font-size: large;">- <a href="http://nowe.txm24.pl/pixels/index.php/?tt=19099_12_284893_&r=%2Fniemowlak%2Fodziez%2Fzestawy" rel="nofollow" target="_blank">komplet szare spodnie w kropeczki oraz różowa bluzeczka z falbankami</a></span><br />
<span style="font-size: large;">- <a href="http://nowe.txm24.pl/pixels/index.php/?tt=19099_12_284893_&r=%2Fniemowlak%2Fodziez%2Fgetry" rel="nofollow" target="_blank">legginsy w kwiatki</a></span><br />
<span style="font-size: large;">- <a href="http://nowe.txm24.pl/pixels/index.php/?tt=19099_12_284893_&r=%2Fniemowlak%2Fodziez%2Fbluzki" rel="nofollow" target="_blank">bluzka z długim rękawem pudrowy róż</a></span><br />
<span style="font-size: large;">- <a href="http://nowe.txm24.pl/pixels/index.php/?tt=19099_12_284893_&r=%2Fbody-z-krotkim-rekawem-niemowlece-bialy-229" rel="nofollow" target="_blank">body białe z krótkim rękawem</a> (nie ma go na zdjęciach)</span><br />
<i><span style="font-size: large;"><br /></span></i>
<i><span style="font-size: large;">Wpis powstał we współpracy z marką TXM. Opinie w nim zawarte wynikają z indywidualnych doświadczeń Autorki. Zdjęcia pochodzą z prywatnego wakacyjnego archiwum.</span></i><br />
<br />Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-31649663881508427152017-05-26T15:34:00.001+02:002017-05-26T15:34:38.186+02:00Wyznanie matki: Jak zachorowałam na ciele by ozdrowieć na umyśle?<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpH-R0Z8WlwbVN_5vgW22VErmzZ5diKLYGU73tVQZEbsxEgbBUVfVK8EjQUhJyC1Eu8spWIFqrsuBN69dDXvUb4WurUuyunUNh-47pt4P59gTCpjtxjaNJIGq7PdKOx21gGPJb7v6XrAuV/s1600/teddy-562960_1920.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1295" data-original-width="1600" height="518" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpH-R0Z8WlwbVN_5vgW22VErmzZ5diKLYGU73tVQZEbsxEgbBUVfVK8EjQUhJyC1Eu8spWIFqrsuBN69dDXvUb4WurUuyunUNh-47pt4P59gTCpjtxjaNJIGq7PdKOx21gGPJb7v6XrAuV/s640/teddy-562960_1920.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;">Zaczęło się od pociągu widmo i znaku drogowego, który tam wcześniej nie stał. Seria wpadek matki. Po roku macierzyńskiego wypuszczona w tłum, do ludzi. Za kierownicę i do wielkiego miasta. Wraca do życia takiego jak było przedtem, ale... hola hola. Nic już nie jest takie samo i właśnie w tym rzecz. </span><br />
<br />
<span style="font-size: x-large;">12 miesięcy opieki nad dzieckiem szybko mija. Nagle zdajesz sobie sprawę, że dawne życie Cię dogoniło, postawiło w starej roli... tylko ty jakoś nie możesz wcisnąć się już w tamten kostium. Jak zapanować nad rzeczywistością, która nagle przerasta? </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">O moich problemach wspominałam w moim wpisie opublikowanym tuż po powrocie do pracy pt. <a href="http://www.mamamuffin.pl/2017/02/mamatrix-ratunku.html" target="_blank">Ma(ma)trix: Ratunku!</a> Obiecałam też, że jeśli tylko dojdę do siebie to dam znać. I wiecie co się stało? Potem było tylko gorzej! No na przykład, w swoim mającym już trzy dekady życiu podróżowałam PKP tysiące razy. I nie wiem jak to możliwe, że stałam przez 20 min koło pociągu, który miał zabrać mnie do domu, nie widziałam go i jak gdyby nigdy nic o wyznaczonym czasie pociąg odjechał? Albo, że jako przykładny kierowca przez ponad 10 lat bez mandatu nagle tłumaczyłam się ile sił przed policją, żeby nie dostać 200 zł kary i całej masy punktów karnych? Swoją drogą wykazałam się chyba niezłą kreatywnością lekko koloryzując rzeczywistość, bo Panowie puścili mnie bez mandatu i nawet zaeskortowali do najbliższego szpitala… położniczego (Oj, będę się za to smażyć, wiem, wiem...). </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">Lekka masakra, rummel-bummel, pomieszanie z poplątaniem. Mijały tygodnie a ja wciąż nie ogarniałam przypisując sobie zaszczytny tytuł niedorajdy. I wreszcie wiecie co się stało? Łupnęło na dobre! Zwaliło mnie z nóg. I wcale nie była to sterta mokrych ciuszków niesionych do rozwieszenia na suszarce, ani lista obowiązków w pracy. Pierwszy raz w życiu do tego stopnia zaskoczyła mnie choroba, że każde podniesienie z łóżka i próba jako takiego funkcjonowania kończyła się łzami z niemocy wykonania czegokolwiek. Przewinięcie dziecka to był wyczyn na miarę wspinaczki na wysoki szczyt. Momentami leżałam na podłodze a nade mną stało płaczące dziecko, które błagało o zainteresowanie matki. Pierwszy raz żałowałam że wciąż karmię piersią moją kilkunastomiesięczna już córeczkę. Każde karmienie to był straszny wysiłek, nie mówiąc już o wycieńczeniu organizmu, który resztki zapasów oddawał dziecku. Moja gehenna żołądkowo-jelitowa trwała zaledwie cztery dni, ale to wystarczyło, by w tym krótkim, choć wykańczającym czasie wyleczyć się nie tylko z jelitówki, ale i z problemów, które sprawiały wrażenie, że przestaję nadążać za własnym życiem. </span><br />
<br />
<span style="font-size: x-large;">Moja fizyczna choroba zaowocowała spisaniem listy 6-ciu cudownie uzdrawiających faktów, które od teraz będę nosić w swojej głowie, żeby trzymać psychiczny ład w moim matczynym życiu:</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">1. Czas spędzony z dzieckiem chcę traktować jak odpoczynek. Bez względu na wszystko, bo po pierwsze na inną formę odpoczynku raczej na co dzień nie będę mieć czasu. A po drugie, o wiele ważniejsze, przecież czas spędzony z dzieckiem to jest przede wszystkim jednak dla mnie przyjemność. Nie bez powodu, gdy nie ma dziecka w moim zasięgu to zaczynam tęsknić. Przekonałam się o tym najbardziej, gdy zewnętrzne okoliczności takie jak choroba ten cudowny czas dla dziecka zaczęły mi Ci ograniczać. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">2. Chcę wyznaczać sobie realne cele i zadania, w ilości możliwej do wykonania. “Dziś wieczorem zrobię prasowanie” - tak lepiej zamiast myślenia o wieczorze w perspektywie 10-ciu spraw, które są do załatwienia. I tak nie zrobię ich jednego dnia. Nawet w przypływie supermocy. Po prostu czas nie jest z gumy.</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">3. Nie będę przejmować się pierdołami. Nawet jeśli wszyscy wokół to robią! Ja w mojej matczynej roli i towarzyszących jej innych obowiązkach czuję się czasem jak perfekcjonistka na odwyku. Z tym, że wszędzie wokół niestety rozlewają wino po kropelce. Albo wręcz folgują sobie na całego wyprawiając suto zakrapiane uczty. Myją okna, bo spadł deszcz i widać kropelki. Siedzą w pracy po godzinach, bo lepiej rozesłać te maile teraz a nie z samego rana. Dla mnie, dawnej perfekcjonistki, granica pierdół wyraźnie się przesunęła. Te wszystkie sprawy i im podobne wrzucam właśnie do takiego worka. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">4. Jeśli już robię coś poza opieką i miłością do swojego dziecka, to chcę robić to z pasją. Być może jestem szczęściarą, że umiem i mogę tak podchodzić do innych obowiązków, w tym do pracy zawodowej. Nie wiem. W każdym razie zaczęłam przeprowadzać w swoim życiu solidny rachunek sumienia. Co ma, a co nie ma sensu. W końcu poświęcam już na to nie tylko swój czas, ale też troszkę wykradam dziecku ten, który mogłoby spędzić z matką. </span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">5. Muszę pogodzić się z tym, że odpoczynek w postaci siedzenia albo leżenia i nic nie robienia przynajmniej na razie nie będzie istniał. Nauczyć się wypoczywać spędzając czas z dzieckiem. Poza tym pamiętać, że będą sytuacje w życiu (oby takich było jak najmniej!), że zdążę się jeszcze przymusowo wyleżeć. (Tu jednak mała dygresja - w realizacji tej zasady córeczka przyszła mi z pomocą. Zaczęła zasypiać już nie na moich rękach, ani w trzy minuty po karmieniu, a po półtoragodzinnej sesji łóżkowego szaleństwa na dobranoc. Więc teraz i czas na łóżko mam w swoim grafiku, choć raczej nie o takie "łóżkowanie" z lokatorem chodzącym po głowie i skaczącym po brzuchu mogło mi chodzić ;)</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;">6. Będę wracać do punktów od 1 do 5 jak najczęściej. Bo wiem, że o nich w natłoku codziennych problemów łatwo zapomnieć. I wreszcie, pewnie gdy znów porządnie zachoruję (choć oby więcej nie!), ale tak, że zwali mnie z nóg, to znów pewnie przyjdzie otrzeźwienie i totalny reset. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Bo dopiero wtedy zauważa się jak wszystko się sypie, gdy problemem staje się brak sił fizycznych, który nie daje szansy, by okazać miłość dziecku tak, jak się tego w danej chwili pragnie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">P.S. Zapomniałabym: Drogie Mamy! Wszystkiego najlepszego na Dzień Matki. Pozostańcie zdrowe. Na ciele i umyśle :)</span>Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-72274192525094169292017-05-08T12:44:00.000+02:002017-05-08T12:46:07.784+02:00Mój pierwszy RWF, czyli rozsądnie wybrany fotelik<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieczYhVUnXI7XHd_ljPPgnjdan5hNMDtoVOWeqaIC3yalzuH0zCSTNxS6BJe77bf0w9McvJXUkTzD_SIY62DTG-kIEoJBK0Iv_YDYFL2iJSiGF8DdXQv7e2a990j-VXS_i3BhZDNmlKIQP/s1600/RWF.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEieczYhVUnXI7XHd_ljPPgnjdan5hNMDtoVOWeqaIC3yalzuH0zCSTNxS6BJe77bf0w9McvJXUkTzD_SIY62DTG-kIEoJBK0Iv_YDYFL2iJSiGF8DdXQv7e2a990j-VXS_i3BhZDNmlKIQP/s640/RWF.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;">Nie chodzi o markę, walory użytkowe, typu: czy posłuży też jako nosidełko albo zastąpi gondolę w wózku. Ba, nie chodzi nawet o liczbę gwiazdek w testach wyspecjalizowanych instytucji. Te są ważne, ale jakby się zagłębić w sprawę, to okazuje się, że niektóre gwiazdki są przyznawane na przykład za zalety tapicerki. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">A po co jest dziecięcy fotelik samochodowy? Aby dziecko siedziało w nim w samochodzie i było bezpieczne. A dlaczego RWF? Jak kto woli, z powodu praw fizyki, zasad anatomii, albo po prostu z miłości. Albo też ze wszystkich na raz. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Dla niewtajemniczonych, czym jest RWF wyjaśniam, że chodzi o fotelik montowany tyłem do kierunku jazdy. Ale uwaga! Nie tylko o ten pierwszy, który kupujemy dla noworodka i towarzyszy mu mniej więcej do wagi 13 kg. Chodzi także o fotelik dla starszego dziecka, do wieku 4 czy też 6 lat.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Od razu muszę przyznać, że nie uzurpuję sobie w tej sprawie miana eksperta. Jestem po prostu rodzicem, jak każdy zatroskanym o zdrowie i życie swojego dziecka. Jak każdy jestem też zmuszona podejmować decyzje przebijając się przez masę komunikatów marketingowych, dobrze wypozycjonowanych stron internetowych i wywracając oczami na widok wyboru, jaki jest w sklepach z artykułami dziecięcymi. Logiczne myślenie jest w takich wypadkach na wagę złota. Ale nawet ono nie pomoże, jeśli po prostu do pewnej wiedzy nie mamy dostępu. Mam wrażenie, że tak właśnie jest z fotelikami RWF. W sklepach, czy to internetowych, czy to tych stacjonarnych jest ich nadal jak na lekarstwo. Sprzedawcy też raczej o takich fotelikach nie wspomną, jeśli klient zdecydowanie nie zaznaczy, że jest zainteresowany takim rozwiązaniem. W takim wypadku logiczne myślenie podpowiada: jeśli czegoś nie ma lub jest, ale tego nie polecają, to znaczy, że ludzie tego nie kupują, a jeśli tego nie kupują, to coś się za tym kryć musi. No i odpuszczamy, by szukać, drążyć dalej. Niestety, bo w tym wypadku akurat warto.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Ja bym pewnie też odpuściła. Jeśli czytaliście mój wpis pt. <a href="http://www.mamamuffin.pl/2017/02/mamatrix-ratunku.html" target="_blank">Ma(ma)trix: Ratunku!</a> to wiecie, że w okolicach pierwszych urodzin Córeczki przeżyłam małe życiowe zamieszanie. W tym czasie niestety wypadła konieczność podjęcia decyzji o nowym foteliku. Na dedukowanie, wertowanie dziesiątek stron, internetowych for, jak to było przed narodzinami dziecka nie miałam absolutnie czasu. Jeden sklep, jedna decyzja. Tak się to musiało odbyć. Na szczęście w przestrzeni realnej i wirtualnej napotkałam na mojej drodze mądre osoby, które co nieco o RWFach wiedziały. Słowem, coś już tam mi w głowie świtało.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">To świtanie wystarczyło, bo jak już na wstępie napisałam, RWF mnie przekonał ze względu na prawa fizyki, zasady anatomii i prawo miłości do własnego dziecka.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Prawa fizyki? Gdy dochodzi do zderzenia czołowego (a te są w zdecydowanej większości przyczyną najpoważniejszych i najtragiczniejszych w skutkach dla dzieci wypadków samochodowych), na pasażerów działa siła, która powoduje gwałtowne szarpnięcie ich bezwładnie poddanych tej sile ciał do przodu. Tym większa, im większa jest prędkość auta. Dorosłych chronią skutecznie pasy. Z dziećmi nie jest to takie oczywiste. Nawet przy niedużej prędkości, z którą jeździmy na przykład po mieście.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Zasady anatomii? Spójrzcie na swoje małe pociechy. Dlaczego są takie śliczne i możemy patrzeć się na nie godzinami? Bo różnią się pod pewnymi wyglądami od dorosłych. Małe rączki, krótkie nóżki, śliczne oczka... i co jeszcze? Duża główka to jeden z ważniejszych atrybutów dziecięcego ciała. Dzięki niej maluszki uczą się baaaardzo szybko. Nieco przeszkadza przy ubieraniu bluzeczek. Ale w naszych samochodach bywa poważnym problemem. Jest znacznie większa i cięższa w stosunku do reszty ciała dziecka, jeśli weźmiemy pod uwagę analogiczne porównanie proporcji u osoby dorosłej. Gdy wydarza się wypadek ze zderzeniem czołowym, głowa dziecka siedzącego przodem do kierunku jazdy jest poddawana ogromnej sile. Nie wykształcone jeszcze w pełni mięśnie szyi nie są w stanie jej utrzymać. Pasy trzymają jego malutkie ciałko, ale głowy już nie! Dzieją się wtedy prawdziwe tragedie, o których, nie będąc specjalistką, nie będę też pisać. W foteliku RWF, czyli odwróconym tyłem do kierunku jazdy, ciężar czołowego uderzenia przyjmuje tenże właśnie fotelik, jego plecy i zagłówek. Główka jest bezpieczna.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Prawo miłości? Sprowadza się mniej więcej do tego, że mi ta wiedza plus wrażliwa w takich wypadkach wyobraźnia matki w zupełności wystarczy. Nie mam odwagi narażać mojego dziecka na podobne niebezpieczeństwo.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Efekt? Mój względny spokój podczas jazdy autem. Bo oczywiście nic nie zastąpi sprawnego auta, zdrowego rozsądku na drodze i umiejętności kierowcy. A jeśli chodzi o Córeczkę? Zmiana podejścia do jazdy autem o 180 stopni! Odkąd przesiadła się na swój nowy tron, podróże są o niebo bardziej przyjemne. Siedzi wyżej, a więc widoki za oknem są teraz dla niej prawdziwym odkryciem. Wreszcie zrozumiała o co chodzi w jeździe samochodem, bo jak dotąd to mogła kojarzyć ją jedynie z włożeniem do warczącej puszki, do której wsiada się w jednym miejscu a wysiada w drugim. Na dodatek foteliki RWF mają jeszcze jeden gadżet, o którym raczej nie myślimy montując fotelik przodem do kierunku jazdy. Mam na myśli lusterko, które zaczepia się o zagłówek siedzenia pasażera tuż naprzeciwko dziecka. Gdy wkładałam Córeczkę pierwszy raz do fotelika spodziewałam się wielkiego buntu, jak to było dotąd w foteliku 0-13kg. Jakie było moje dziwienie, gdy zamiast tego dziecko posadzone "na tronie" uśmiechnęło się radośnie wtórując sobie przy tym okrzykiem podziwu. Po prostu zobaczyła siebie w lusterku. Nawet nie zauważyła, że ja zdążyłam zapiąć jej pasy. I ruszyliśmy w podróż! No i tak sobie jeździmy w okrzykach zachwytu przemierzając od czasu do czasu kraj wzdłuż i wszerz ;)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Ponieważ już na wstępie odmówiłam sobie tytułów eksperckich w dziedzinie fotelików, pozwolę sobie Wam zalinkować do paru miejsc w internecie. Tak żebyście sami mogli wyrobić sobie zdanie na temat RWFów. W zależności od tego, jaki rodzaj informacji sobie cenicie:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">- blogowe doświadczenia innej mamy: zapraszam po nie do Budującej Mamy, doświadczonej w temacie, bo ma już "na składzie" dwa RWFy. Bogate w treści wpisy na temat fotelików znajdziecie <a href="http://www.budujacamama.pl/search/label/rwf" target="_blank">tutaj</a>. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">- również blog, ale tym razem tworzony przez specjalistę - jednego z pierwszych (jeśli nie pierwszego), sprzedawcę RWFów w naszym kraju: <a href="http://osiemgwiazdek.blogspot.com/" target="_blank">tu poznacie Pana Proste</a></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">- sklep internetowy, który zwrócił moją uwagę tym, że ma bardzo praktyczną wyszukiwarkę modeli RWFów (trochę mi to pomogło uporządkować sobie wszystko w głowie) oraz chat, na którym można szybko wyjaśnić podstawowe wątpliwości. <a href="http://www.tylem.pl/" target="_blank">Tu znajdziecie sklep</a>.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">- a dla fanów wszystko wiedzących i pomocnych społeczności ciekawe grupy na Facebooku <a href="https://www.facebook.com/groups/fotelikiRWF/?fref=ts" target="_blank">tutaj</a> i <a href="https://www.facebook.com/groups/1160144954034437/?fref=ts" target="_blank">tutaj</a>.</span><br />
<br />
<br />
<br />Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-24901781046461942442017-04-05T11:27:00.000+02:002017-04-05T11:34:28.797+02:00Bułka drożdżowa tradycyjna: przepis prababci<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiQtV-oWqDzl4sniaDlA3FfxIVPgpvbMbNLcXP-XvzIe9X88iAMSxoDEgO6NZb5mAma4yqwIULLOuJ4dT4VvVGZdLGI5yXILu-acWdO-fcN9t9ODXLS3M6PMmuQbFTzk34AhzRvVcrzdRF/s1600/bulka+tradycyjna+dro%25C5%25BCd%25C5%25BCowa.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiQtV-oWqDzl4sniaDlA3FfxIVPgpvbMbNLcXP-XvzIe9X88iAMSxoDEgO6NZb5mAma4yqwIULLOuJ4dT4VvVGZdLGI5yXILu-acWdO-fcN9t9ODXLS3M6PMmuQbFTzk34AhzRvVcrzdRF/s640/bulka+tradycyjna+dro%25C5%25BCd%25C5%25BCowa.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wygląda na to, że dorosłam. Mam trzydzieści parę lat na karku, męża, dziecko a jednak dorosłość przyłapała mnie w sposób zupełnie niespodziewany: wraz z wyjęciem z pieca tego wypieku. To bułka, którą piekła moja babcia, a prababcia Małej Muffinki. Robiła to w starej kuchni kaflowej. Ciasto wkładało się tam na specjalną półeczkę z zamykanymi drzwiczkami. Pierwowzór naszych współczesnych piekarników. Potem ten przepis przejęła moja mama i to właśnie dzięki niej tak bardzo kojarzy mi się on z dzieciństwem. No i nadszedł wreszcie moment, gdy to ja upiekłam Ją po raz pierwszy dla mojej Córeczki. Prawdziwą drożdżową bułę... I wiecie co się stało?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Wyjęłam Ją z piekarnika w niedzielne popołudnie. Tuż potem wyszliśmy na rodzinny spacer. Po powrocie do mieszkania powiedziałam do męża:</span><br />
<span style="font-size: x-large;">- Ale tu ładnie pachnie tą bułką.</span><br />
<span style="font-size: x-large;">- To nie pachnie bułką, to pachnie D o m e m. - usłyszałam odpowiedź.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Stworzyłam Dom! Za pomocą drożdży, mąki i mleka! Dorosłam. Dziękuję Babciu, dziękuję Mamo :) </span><span style="font-size: large;">Dziś na blogu dzielę się zatem z Wami tym naszym rodzinnym skarbem, pełnym wspomnień, a jakże!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Składniki (na blaszkę 36 x 12 cm):</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">pół kilograma mąki (typ 450) (+1 czubata łyżka do drożdży)</span><br />
<span style="font-size: large;">4 żółtka</span><br />
<span style="font-size: large;">ok. 30 g drożdży</span><br />
<span style="font-size: large;">3/4 szklanki cukru (+1 czubata łyżka do drożdży)</span><br />
<span style="font-size: large;">250 ml mleka (+50 ml do drożdży)</span><br />
<span style="font-size: large;">cukier waniliowy (16 g)</span><br />
<span style="font-size: large;">1/5 kostki margaryny</span><br />
<span style="font-size: large;">odrobina soli</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wykonanie:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Żółtka ucieramy mikserem z cukrem i cukrem waniliowym. Wystarczą 2-3 minuty mieszania, aż powstanie gładki kogiel mogiel. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Do dużej miski przesiewamy całą porcję mąki, dodajemy sól. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Lekko (!) podgrzewamy 50 ml mleka. Dodajemy rozdrobnione drożdże. Mieszamy. Dodajemy czubatą łyżkę mąki i czubatą łyżkę cukru. Mieszamy, by nie było grudek (najlepiej takim sprytnym kuchennym mieszadełkiem). Taką lekko ciepłą, dobrze wymieszaną masę odstawiamy na ok. 10 min. Czekamy aż zacznie pracować (lekko urośnie i stworzy się lekka pianka). Wyrośnięte drożdże dodajemy do wcześniej przygotowanej mąki.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Mieszamy mąkę, masę drożdżową i utarty cukier. Najpierw można łyżką, potem ugniatamy ręką, stopniowo dolewając resztę lekko nagrzanego mleka. Nie zawsze zużyjemy całą szklankę. Wszystko zależy od mąki i chyba fazy księżyca ;) bo nawet gdy robię takie ciasto zawsze z tej samej, to bywa różnie. Dlatego zagniatanie ciasta wymaga trochę doświadczenia i uwagi. Musi być sprężyste i nie za mokre (nie może się kleić do rąk). Czasem przy jego ugniataniu trzeba dodać odrobinę więcej mąki. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na końcu do ciasta dodaję roztopioną margarynę. I ugniatam je finalnie. Tak przygotowane ciasto trzeba odstawić w misce, przykrytej ścierkami lub ręcznikami w ciepłe miejsce na ok. 30 min. Przez ten czas trochę podrośnie. Potem przekładam je do prostokątnej wąskiej blaszki (36 x 12 cm) wyłożonej papierem do pieczenia i jeszcze raz na jakieś 15 min. odkładam w przytulne, ciepłe miejsce. Tak, tak trzeba cierpliwości. Bułka lubi poleniuchować. I gotowe. Gdy po takim odpoczynku ciasto znów lekko zacznie wyrastać, będzie już gotowe do pieczenia. Na koniec warto jeszcze wysmarować je lekko po wierzchu białkiem. Ewentualnie można posypać słodką kruszonką.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Temperatura piekarnika: 170 stopni Celcjusza. Czas pieczenia: 30 minut. Przed wyjęciem ciasto sprawdzamy w środku patyczkiem, czy aby na pewno nie jest mokre.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Nie muszę chyba dodawać, że takie jeszcze ciepłe jest po prostu przepyszne. A w towarzystwie szklanki mleka to już po prostu obłęd ;)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Smacznego!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-64968124536203780662017-03-13T10:42:00.000+01:002017-03-14T18:10:21.856+01:00Mamy, nie dajmy z siebie robić dzieci! <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRko6kHnQvOCmmhr3KJfrX3kn19EfvL3oeZadtkzF8C8kvD0dkkC3QYhZcE8hnEHBtPjF1Uhr1QsM30u83CkISCHC6Lq6umT1TP1Q3hUyWAKzdomiVmcl4_uup2-RsVXA-3NKH-QFkl6qB/s1600/nicole-adams-198431.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="425" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRko6kHnQvOCmmhr3KJfrX3kn19EfvL3oeZadtkzF8C8kvD0dkkC3QYhZcE8hnEHBtPjF1Uhr1QsM30u83CkISCHC6Lq6umT1TP1Q3hUyWAKzdomiVmcl4_uup2-RsVXA-3NKH-QFkl6qB/s640/nicole-adams-198431.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;">Zacznę od tego, że się wkurzyłam. Trafiłam na post pewnej blogerki. Nie napiszę o kogo chodzi, ani też nie podlinkuję, bo nie chcę, żebyście tam zaglądali. Moim zdaniem nie warto. Ktoś jednak z całą pewnością czyta jej wpisy, tym bardziej, że potrafi dać do tekstu tytuły mocno kontrowersyjne. Zaczęła więc mniej więcej tak: "Jestem matką. Zażyłam pigułkę wczesnoporonną...". Tyle w pierwszej osobie, bo dalej nie miała już odwagi opowiadać własnej historii. Pisze o losach innej, pewnie wyimaginowanej matki, która wzięła pigułkę, bo nie chciała zafundować swojemu (tu cytuję) ewentualnemu (sic!) dziecku życia na nieodpowiednim poziomie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Czytałam tak sformułowane zdanie kilkanaście razy. Jestem matką bez kompromisów. Bo nie można być trochę matką i trochę nią nie być. Dlatego nie rozumiem: co to jest ewentualne dziecko? I jak można stworzyć w swojej głowie jakiekolwiek usprawiedliwienie dla filozofii, która broni prawa jednej osoby do odebrania innej osobie jakichkolwiek praw, zaczynając od tak podstawowego jakim jest życie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">W tym miejscu przytoczę pewną historię. Było to latem. Spotkanie dawno nie widzianych przyjaciółek. Były także ich dzieci. Wiek najstarszych 4-5 lat. Dorośli wymyślili zabawę w sklep. Dzieci narzuciły reguły. Sklep był więc wyimaginowany, podobnie jak towar na półkach i pieniądze. Zasady, jak to w dziecinnym świecie dość ruchome. Jednym razem w sklepie dostępne były tylko warzywa, aby po chwili znalazł się w sprzedaży też rower i jakiś samochód. Jeden liść wystarczył, żeby kupić wypasione ferrari, a z czasem nawet za sto nie sposób było wypłacić się za marchewkę. Dzieci bawiły się świetnie. Dorośli też mieli niezły ubaw. W pewnej chwili przedmiotem do kupienia była karma dla pieska. Stałam się jej szczęśliwym posiadaczem, odbierając niewidzialną puszkę, aby za moment usłyszeć, że muszę teraz nakarmić nią głodnego pieska. "Nie ma sprawy" powiedziałam i ochoczo zabrałam się za "wysypywanie" karmy na niby do miski, która była równie na niby.</span><br />
<span style="font-size: large;">- Co robisz? - zapytała Mała Zosia patrząc na mnie karcącym spojrzeniem.</span><br />
<span style="font-size: large;">- Karmię głodnego pieska - odpowiedziałam tryumfalnie, dumna, że odnalazłam się w mig w dziecięcej rzeczywistości.</span><br />
<span style="font-size: large;">- Ale przecież tu nie ma żadnego pieska. Piesek jest tam. - odpowiedziała Zosia patrząc na mnie tak, jakbym się urwała z jakiejś choinki.</span><br />
<span style="font-size: large;">Rzeczywiście 300 metrów dalej stała buda a w niej spał podwórkowy burek. Wiecie, że poczułam się autentycznie głupio? Skarciło mnie dziecko. Wyrwana z kontekstu, brutalnie sprowadzona na ziemię! Dziecko uświadomiło mi, że ja osoba dorosła nie dostrzegłam w porę subtelnej różnicy między światem wypełnionym zabawą a tym prawdziwym, autentycznym, który zabawa jedynie w jakiś sposób odzwierciedlała. Nie zrozumiałam momentu, w którym trzeba było ją zakończyć i wrócić do rzeczywistości. Spojrzeć prawdzie w oczy.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wbrew pozorom świat ludzi dorosłych jest bardzo podobny do tego, który tworzą dzieci. Żyjemy wśród wartości, uczuć, które sami nazywamy i definiujemy. Są one podstawą naszych działań i reguł, którym w życiu jesteśmy wierni. Dla jednego być przyjacielem znaczy to, dla innego zupełnie co innego. Tak samo jest z miłością, wiarą, rodziną... Tak ten świat jest stworzony. Nie ma na nim dwóch takich samych osób. Reguły życia są takie, że aby funkcjonować obok i/lub wspólnie z innymi ludźmi musimy te ich wartości i uczucia respektować. Jeśli się nadto różnimy, czyli jak w przykładzie powyżej chcemy sprzedać marchewki a ktoś przychodzi kupić ferrari, to aby mieć dalej o czym rozmawiać i tworzyć wspólnie, trzeba się dogadać. Rozumieją to nawet dzieci. Ale bywa też tak, że dzieci rozumieją więcej. Na przykład to, że czasem trzeba porzucić własne pomysły na nazywanie rzeczywistości i zastanowić się, "gdzie jest prawdziwy piesek". Po prostu pozostając w swoim świecie, w którym jest bardzo fajnie, nie nakarmimy go tak na serio. Nie naprawimy świata. Zamiast tego będziemy albo układać cegiełki we własnym wymarzonym domku, a przy okazji być może i burzyć te, z których zbudowana jest przestrzeń do życia dla innych ludzi. Przekładając to na język prawdziwego życia powiedziałabym tak: są sytuacje w życiu, w obliczu których pojawia się konieczność wydoroślenia. Wyjścia poza ramy stworzonego wokół siebie świata i uznania pewnych faktów. Wielu dorosłym zrozumienie tego właściwego momentu przychodzi bardzo trudno. Tak jak przydarzyło się to mi tego letniego popołudnia.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Do czego zmierzam opowiadając tę historię? Powtórzę: Macierzyństwo nauczyło mnie bezkompromisowości. Nie rozumiem jak kobieta, będąca matką może dopuścić myśl o zabiciu własnego dziecka. Nawet jeśli jest to dziecko nienarodzone. Nawet jeśli jest to dziecko "ewentualne", jak brzydko napisała zacytowana blogerka... choć wiem oczywiście co miała na myśli. Dziecko, które być może jest w niej, dlatego z tą myślą połknie pigułkę, aby za chwilę usprawiedliwić swój czyn tym, że przecież dziecka wcale być nie musiało. Więc nic się przecież nie stało. Bawimy się dalej ustanawiając własne reguły. Zupełnie jak dzieci.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Nie byłoby tego wpisu, gdyby nie 8. marca. Dzień Kobiet. Matek również. Święto miłości, piękna, dobra, życia, wrażliwości, siły i potęgi... nie sposób wymienić tego, co jeszcze kryje się w Kobiecie. Tymczasem każdego roku wraca do mnie przy tej okazji podobny niesmak. Teraz, gdy urodziłam Dziecko stał się jakoś wyjątkowo nie do przełknięcia. Dlatego muszę głośno krzyknąć i mam potrzebę, by nazwać rzeczy po imieniu. Są okoliczności, które powodują, że Dzień Kobiet staje się dniem manifestacji nienawiści, krzywdy, głupoty, kłamstwa, wulgaryzmów i totalnego pomieszania wartości. W moim imieniu. Także w imieniu wielu innych Kobiet i Matek. A ja nie chcę takich rzeczników! Te z Was, które czują podobnie, na pewno wiedzą o co chodzi. Dla większej jasności zacytuję (z lekkim ocenzurowaniem) tylko kilka haseł z facebookowego profilu jednej z uczestniczek tegorocznej Manify:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<span style="font-size: large;"><span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif;">aborcja: Jestem za wolnym wyborem i swobodnym decydowaniem o swoim ciele. </span><span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif;">Chazan. japie*****, co za ch*j. </span><span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif;">feminizm. To nie jest straszne słowo na F. To postawa wobec życia, która wyraża się najkrócej w tym, że wszystkie osoby są równe.</span><span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif;">klauzula sumienia. Że ku..a co?</span><span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif;">za mnie, za Ciebie, za nią. w imieniu każdej z nas</span></span></blockquote>
<span style="font-size: large;"><span style="background-color: white; color: #1d2129; font-family: "helvetica" , "arial" , sans-serif;"><br /></span>
Dużo jest tu o regułach, wartościach a na końcu jeszcze o tym, że to też w moim imieniu. Wiecie co... chyba muszę zmienić tytuł tego wpisu, bo w tej sytuacji wypada jednak życzyć sobie bycia dzieckiem niż takim dorosłym. Życzę więc tym Paniom, żeby też spotkały kiedyś małą Zosię, która powie im, gdzie jest prawdziwe życie, a gdzie tylko sklep z ulubionymi zabawkami.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">.</span>Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-56761775156515186652017-02-20T11:31:00.000+01:002017-02-20T11:31:14.212+01:00Ma(ma)trix: Ratunku! <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXv5Q5r19hjMgN9SlloCiUVSFHbE3ebTKYIPxlo_k5f1rjvTuzwUJELSUTvb4i5ANOFcPQZOsxNeqAiCukRcXftHTmDqX_ZdDw_wR1aHsGy3FOmanp7xjyOZ2gwbHWuoAdCU5Q8yUIjB69/s1600/mamatrix.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="332" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXv5Q5r19hjMgN9SlloCiUVSFHbE3ebTKYIPxlo_k5f1rjvTuzwUJELSUTvb4i5ANOFcPQZOsxNeqAiCukRcXftHTmDqX_ZdDw_wR1aHsGy3FOmanp7xjyOZ2gwbHWuoAdCU5Q8yUIjB69/s640/mamatrix.png" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Ja chyba kipnę! Takim oto wstępem okraszonym wykrzyknikiem zaczęłam drugi rok mojego macierzyństwa. Było to w dzień pierwszych urodzin Małej Muffinki, a właściwe wieczorem, gdy wszyscy goście już wyszli. Trzeba być lekką wariatką, żeby wyprawić 3 (słownie: trzy!) imprezy urodzinowe pod rząd dla jednego dziecka. W dodatku dwie z nich we własnym domu i to jedną z gromadą dzieci biegających po wszystkich pokojach. Było cudownie, goście wspaniali, wspomnienia zostaną na długo, ale...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Miarka się przebrała. I to na ostatniej prostej mojego rocznego urlopu macierzyńskiego, który był chyba jednym z najbardziej wyczerpujących fizycznie momentów w moim dotychczasowym życiu. Wyprawiając potrójne urodzinki postawiłam "kropkę nad i" w temacie matczynych obowiązków i opadłam bezsilnie na kanapę. Dzień później wróciłam do pracy.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Kocham Cię Córeczko.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Gdy babka taka jak ja, która zbyt łatwo nie odpuszcza, zostaje matką, świat staje na głowie. W dodatku sterczy w tej pozie uparcie pomimo upływu czasu. Choć wydawać by się mogło, że przecież wszystko ma swój kres. Dziecko w końcu okrzepnie, zacznie siadać, chodzić i nie będzie już takie nieporadnie od rąk mamy zależne. Choć dziecina już sobie lata po domu samodzielnie, robiąc kilometry na własnych nogach, dzień po dniu niewiele się zmienia. A wręcz przeciwnie. Dziecko już tyle nie wymaga w kwestiach opieki, ale ty wymagasz od siebie coraz więcej. W końcu przypominasz sobie krok po kroku, jak to Twoje życie "przedtem" wyglądało i chciałabyś mu dorównać. Tylko, że w tym starym grafiku nie było punktu pod hasłem "matka". I nagle jest wielki zonk, że tego już identycznie posklejać się nie da. Znacie to uczucie?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Kocham Cię Córeczko.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Istny Mamatrix, jeśli wiecie, co mogę mieć na myśli. Kiedyś byłam fanką tego filmu, a właściwie jego głównego bohatera, w którym się lekko podkochiwałam. Piękny Keanu w skórzanym płaszczu próbował zbawić świat, a właściwie to zapanować nad rzeczywistością opanowaną przez system komputerowy, którą ludzkość dawno przestała ogarniać. Ja tymczasem otrzepuję z moich wyjściowo-służbowych ciuszków resztki pudru do pupy (taka jest właśnie moja mamatrixowa stylizacja) i próbuję poukładać życie rodzinne, zawodowe, nie pogubić w tym wszystkim siebie i przyjaciół. Wszystko oczywiście z jednym podstawowym i jak zawsze niezmiennym celem w tle: być dobrą matką.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Kocham Cię Córeczko.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na razie wszelkie próby zapanowania na nowo nad każdą z tych czterech rzeczywistości kończą się serią żalu do samej siebie. Dobrze czuję się jedynie w skórze matki. Resztę próbuję postawić na nogi, jakby były połamane po niezłej kraksie. Ale w głębi duszy czuję, że jakoś się poukłada, bo jestem teraz silna, lepiej zorganizowana, bardziej cenię siebie i mam sporo wiary we własne możliwości. Choć... mam też więcej ambicji i w tym pewnie tkwi powód całego mamatrixa.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Jak się ogarnę to dam znać. Na pewno. A jeśli wiecie, w jaki spobób uwolnić się od mamatrixa, bo za wami podobne przeżycia, to błagam, nie zostawiajcie mnie w tym stanie samej! Tu poniżej jest fajne miejsce, które czeka na Wasze komentarze.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">P.S. Wiem, że już Ci to tysiąc razy mówiłam, ale w końcu zawiesił mi się system, więc powtórzę: kocham Cię Córeczko ;)</span><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-21925321057119187202017-02-06T11:13:00.000+01:002017-02-07T14:27:28.012+01:00Lentylkowe urodzinki: muffinki oraz koktajl z lentylek<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhevO4FdKUKRXVT-v_RESvwBNef7JlD40D5H0kS2f0CP3hjrTWf7diuu8gBMMSkpYeQ4oDSjDJpdN1z35aAmw_GgwpfERVaG4DXWY8TpWo4KKaCDe2AipMksoedCmTH7z73J9sOjw92UlqL/s1600/Lentylkowe+cuda.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="476" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhevO4FdKUKRXVT-v_RESvwBNef7JlD40D5H0kS2f0CP3hjrTWf7diuu8gBMMSkpYeQ4oDSjDJpdN1z35aAmw_GgwpfERVaG4DXWY8TpWo4KKaCDe2AipMksoedCmTH7z73J9sOjw92UlqL/s640/Lentylkowe+cuda.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Które lentylki są najzdrowsze? Każde dziecko wie, że te zielone! Słyszałam to już nie jeden raz z ust Małych Gości, których bardzo lubię częstować tymi kolorowymi cukiereczkami. Taka już ze mnie lentylkowa ciocia ;) Pod lentylkową skorupką kryje się tak wiele skojarzeń z pięknem dziecięcego świata. Są idealnie kolorowe, beztrosko zajadane, słodkie. Gdy je serwujesz to podajesz jednocześnie wielką radość z małej rzeczy. Zupełnie jak w życiu każdego szczęśliwego dziecka. Mam po prostu do tych drażetek poważny sentyment. Przygotowując się do pierwszych urodzin mojej Córeczki nie mogłam pominąć tego punktu w menu. Lentylki musiały po prostu znaleźć się na stole pełnym słodkości. Ale aby jeszcze bardziej podkręcić dziecięce apetyty postanowiłam zamknąć je w atrakcyjnej formie. Tak powstały lentylkowo-muffinkowe stworki oraz budyń pod lentylkową pierzynką zamknięty w słoikach. Nie muszę chyba pisać, że oba pomysły sprawdziły się wyśmienicie :)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Muffinki - Lentylkowe stworki</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Aby powstały stworki wystarczy sprawdzony przepis na szybkie i smaczne muffiny. Ja wykorzystałam moje jak zawsze niezawodne w takich sytuacjach <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/03/podwojnie-czekoladowe-muffinki.html" target="_blank">muffinki czekoladowe</a>. Wypiekłam je bez nadzienia, bo w środku miały znaleźć się kolorowe groszki. W tym miejscu wypada mi uprzedzić, abyście nie wpadli na pomysł wypełnienia muffinków lentylkami przed pieczeniem. Sprawdzałam to osobiście jakiś czas temu... z opłakanym efektem. Lentylki opadły, rozpuściły się. Środek ciasteczek zrobił się mało estetyczny, w dodatku ciasto się nie dopiekło. Ale każdy eksperyment w kuchni jest twórczy. Dzięki niemu teraz wiedziałam, że najpierw wypiekamy muffinki, potem po wystygnięciu ciasta odkrajamy wierzch i lekko wydrążamy środek wsypując lentylki. Prosto, szybko i stworki gotowe!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Lentylkowy budyń</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Ten budyń wymaga w przygotowaniu lekkiej wprawy, aby jego konsystencja była idealnie gładka. Ale jeśli ktoś ma doświadczenie w robieniu tego "terebkowego", przyrządzenie własnego nie powinno sprawić mu dużego problemu. Za to smak o niebo lepszy! Bardzo się cieszę, że odkryłam (a w zasadzie podkradłam przyjaciółce ;) ten przepis. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Składniki (2 porcje):</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">mleko (400 ml)</span><br />
<span style="font-size: large;">cukier waniliowy (1,5 łyżki)</span><br />
<span style="font-size: large;">2 żółtka </span><br />
<span style="font-size: large;">masło (1 łyżka)</span><br />
<span style="font-size: large;">skrobia kukurydziana (2 łyżki) - ja zastąpiłam ją tradycyjnie zwykłą mąką ziemniaczaną, chociaż pierwotna wersja na pewno jest ciut zdrowsza</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wykonanie:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na wstępie mała uwaga co do jaj. Serwując danie dzieciom musimy szczególnie zadbać, aby przygotować potrawę w bardzo higienicznych warunkach. Dlatego ja surowe jajka w skorupkach najpierw myję, potem wrzucam na kilka sekund do wrzątku. Dopiero wtedy je rozbijam i oddzielam żółtko od białka. W ten sposób pozbywam się bakterii, które mogą być groźne, a "zamieszkują" przede wszystkim na skorupkach jaj. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Żeby przygotować budyń najpierw robimy bazę. Odlewamy 100 ml zimnego mleka, by wymieszać je z żółtkiem i skrobią (lub mąką). Trzeba to zrobić bardzo dokładnie, żeby już na tym etapie otrzymana masa była idealnie gładka. Jeśli zostawimy grudki, to nie pozbędziemy się ich już potem na pewno. Najbardziej niezawodne w takich wypadkach okazują się proste mieszadła/ubijaczki, które składają się z wielu połączonych ze sobą drucików. Rozbiją każde grudki w kilka sekund i po sprawie!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Gdy uporamy się już z budyniową bazą, trzeba zagotować pozostałe mleko z cukrem i masłem. Mleko rozrobione wcześniej z żółtkami i skrobią dodajemy bowiem do większej porcji wrzącego mleka i bardzo intensywnie (bez chwili przerwy!) mieszamy trzepaczką. Robimy to do momentu aż budyń nabierze właściwej, pożądanej przez nas konsystencji. Warto mieć na uwadze, że po odstawieniu z ognia jeszcze lekko stężeje, dlatego nie warto czekać aż będzie bardzo, bardzo zwarty.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">I już gotowe! Resztę dekoracji wykonałam z przygotowanej i stężałej wcześniej niebieskiej galaretki. Lentylki wsypałam na budyń dopiero, gdy dobrze ostygł, niedługo przed rozpoczęciem przyjęcia. Trzeba mieć bowiem na uwadze, że lentylki lubią farbować i gdy będą leżały na budyniu zbyt długo kolor zacznie z nich lekko spływać do masy.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na zdjęciu prezentuję dekoracyjne podanie w słoikach ze słomkami. Ale już wiem, że to dobry pomysł dla dorosłych. Żeby bowiem sprytnie wyciągnąć z tej dekoracji budyń trzeba lekko unieść słomkę ponad poziom galaretki. W innym wypadku na dzień dobry słomka zatka się sztywną słodkością. Dlatego po moim doświadczeniu rekomenduję z pełną odpowiedzialnością, aby dzieciom zaserwować do tego łyżeczki ;)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Z tak przygotowanym menu, do którego dorzucić można jeszcze lentylkowe ciasteczka-pieguski nie pozostaje nic innego jak życzyć małemu jubilatowi Wszystkiego Lentylkowego!</span>Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-57231971424132281272017-01-09T11:30:00.001+01:002022-11-28T13:33:29.539+01:00Bankobranie: Na czym zarabia moja rodzina? Trzy sekrety, które działają na bank!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4SJGLNvRXQa6VBGQeMwtlWIcB8nSVsi-oy6T5xS0bGPMwigGPQ_esKalXcS5EgKHILlT5_umM-rXLv6BvOyaI6ZwPH1TdrD0_CEBWee2EHdwbxaaYL4DsV05AgQMwhVtLaZl7ewImV4HX/s1600/IMG_1758+%25282%2529.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4SJGLNvRXQa6VBGQeMwtlWIcB8nSVsi-oy6T5xS0bGPMwigGPQ_esKalXcS5EgKHILlT5_umM-rXLv6BvOyaI6ZwPH1TdrD0_CEBWee2EHdwbxaaYL4DsV05AgQMwhVtLaZl7ewImV4HX/s640/IMG_1758+%25282%2529.JPG" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<h3>
<span style="font-size: large;">To wpis o zarabianiu na promocjach bankowych. Po szczegółowe know-how zapraszam na blog Bankobranie</span><span style="font-size: large;">® pod adresem www. bankobranie .pl</span></h3>
<br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Długo zastanawiałam się, czy temat pieniędzy to dobry temat na blog parentingowo-kulinarny, czy nie wystarczy, że piszemy z mężem dużo w tym temacie na blogu <b>Bankobranie</b>. Tym bardziej taki jak mój, pisany z mottem "z miłości do słodkości". Bo pieniądze, choć są tak niezbędnym elementem rodzinnego życia jak mąka w niejednym przepisie na muffinkowe ciasto, miewają posmak goryczy. I tylko we właściwych proporcjach są w stanie przeobrazić naszą codzienność w przysmak. Łatwo poczuć niedosyt, ale też lepiej nie przesadzać, żeby nie stracić apetytu. Potem pomyślałam sobie jednak, że o pieniądzach pisać powinnam, bo w końcu obiecałam moim Czytelnikom, że będę dzielić się z nimi najlepszymi przepisami. A tak się składa, że wspólnie z mężem - czyt. Tatą Muffin :) wypracowaliśmy rodzinny system przyprawiania budżetu domowego we właściwych proporcjach. I już od dłuższego czasu sprawia nam to wiele satysfakcji, o czym regularnie piszemy na blogu <span style="font-size: large;"><b>Bankobranie</b> </span><span style="background-color: white; font-size: 18px; text-align: center;"><span style="color: #4d5156; font-family: arial, sans-serif; font-size: 14px; text-align: left;">®</span> (</span></span><span style="font-size: large;">zobacz też kanał <a href="https://www.youtube.com/channel/UCzieyij4DmJN__yWib5GozA">Bankobranie na Youtube</a>)</span><span style="font-size: large;">. O co chodzi? Aby wyjść z terminologii kulinarnej i przejść do konkretów zacznę może tak:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Punktem wyjścia dla naszego sprawnie działającego systemu jest podejście do pieniądza. Z szacunkiem i ze świadomością, że zawsze trzeba na niego zapracować. Przede wszystkim pracując zawodowo. Ale czasem warto też sięgnąć po dodatkowe środki. I to wcale nie napadając na bank ;), chociaż właśnie w tej tematyce bankowej sprytnie się obracając. Stąd zresztą nazwa bloga <b>Bankobranie</b>, zupełnie nieprzypadkowa...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Gdy zaczynałam moją przygodę z bankowością miałam jedno konto, założone jeszcze w towarzystwie rodziców za studenckich czasów i trochę oszczędności, które sobie na nim spoczywały. Teraz, prowadząc blog <b>Bankobranie</b>, mam tych kont kilka (ich liczba jest zmienna w czasie) i nawet drobne oszczędności obowiązkowo leżące na oprocentowanych lokatach/kontach oszczędnościowych. Tym samym niemal w każdym miesiącu oprócz pensji z pracy mogę cieszyć się drobną premią od... banków. Raz mniejszą, raz większą, choć zawsze cenną dla naszych zaplanowanych wcześniej wydatków, których wraz z pojawieniem się dziecka jest coraz więcej. I co więcej, mam dzięki temu nawet skromny budżet na przyjemności. A to słowo w życiu świeżo upieczonej matki jest jak balsam dla ucha i ducha, prawda?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Skąd te pieniądze? Na czym polega nasz rodzinny system zarabiania na bankach? O czym właściwie piszemy na blogu <b>Bankobranie</b>? Ten wpis to krótki poradnik, który zdradzi źródła naszego dodatkowego dochodu. Trochę wiedzy, do której ja dochodziłam przez lata, a dziś jestem w stanie przekazać Wam ją w postaci małej pigułki. Z czasem będę go aktualizować o konkretne propozycje, które mam nadzieję ułatwią Wam porządkowanie spraw finansowych w rodzinnych budżetach.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<h3>
<span style="font-size: large;">Bankobranie: czyli konto w banku nie musi kosztować</span></h3>
<br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Tak, wiem. Miało być o zarabianiu. Ale, żeby zobaczyć efekt zarobków, trzeba najpierw przestać tracić pieniążki. Blog <b>Bankobranie</b> również podpowiada, jak. Jedną z bardziej bezsensownych form ich utraty jest oddawanie naszych ciężko zdobytych zarobków bankom. Pewnie nieraz mieliście w ręku lub przed oczami na ekranie komputera wyciąg z historią konta bankowego. A tam na minusie więcej niż się spodziewaliście. Bank pobrał opłatę za konto, za kartę, za przelewy lub wypłatę w bankomacie. Niby są to groszowe lub złotówkowe sprawy, ale wystarczy policzyć. Nawet 10 zł kosztów miesięcznie daje 120 zł rocznie! Chociaż taka kwota to i tak marne minimum tego, co płaci bankom większość z nas. Zastanawialiście się czasem, czy to na prawdę musi tyle kosztować? Otóż pierwszą zasadą naszego rodzinnego systemu finansowego jest to, że nie ponosimy takich opłat. Wiadomo, bank nie jest instytucją charytatywną, więc takie znikające złotówki na kontach z reguły nikogo nie dziwią, choć może czasem denerwują. Ale mamy wolny rynek i nawet banki między sobą muszą konkurować o klienta. I nieźle się z tego powodu gimnastykują - na naszą korzyść na szczęście. To trochę tak jak sieci komórkowe. Dziś nikogo już nie dziwi niski abonament, który ma w sobie nielimitowane rozmowy wszędzie i do tego szybki internet. A gdy mowa o bezpłatnym koncie w banku od razu myślimy: "no przecież to niemożliwe". A jednak :) Ja takie konta posiadam (dlaczego kilka - to zdradzam w ostatnim punkcie), a o tym które dokładnie dowiecie się z comiesięcznego raportu na blogu </span><span style="font-size: large;"><b>Bankobranie</b> </span><span style="font-size: large;"><span style="background-color: white; color: #4d5156; font-family: arial, sans-serif; font-size: 14px;">®</span>. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Jedna uwaga: Wiem, że zmiana konta w baku może wydawać się problematyczna. Bo trzeba powiadomić o tym pracodawcę, na tym starym mamy już zapisane dane do przelewów, a kilku znajomych, którzy często zwracają nam pożyczone pieniądze ma nasz numer już zanotowany. Ale warto pomyśleć o tym, ile dzięki temu zyskamy (albo raczej nie stracimy w dłuższej perspektywie). A jeszcze lepiej założyć, że zaoszczędzoną kwotę będzie można odkładać przez jakiś czas i potem przeznaczyć ją na wyznaczony cel. Sprawdziłam osobiście, że podejmowanie jakichkolwiek decyzji finansowych z pozoru wiążących się z jakimś wysiłkiem jest znacznie łatwiejsze, jeśli w tyle głowy tli nam się myśl o konkretnej korzyści z tego płynącej.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<h3>
<span style="font-size: large;">Bankobranie: czyli pieniądze w banku nie mogą leżeć za darmo</span></h3>
<br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Pewnie niewielu z nas w dzisiejszych czasach trzyma swoją pensję w przysłowiowej skarpecie. Ale zgodnie z zasadami, na których budujemy nasze rodzinne finanse, trzymanie większych kwot na zwykłym koncie w banku to nic innego niż właśnie taka skarpeta. A pieniądze muszą zarabiać, bo inaczej tracą na wartości. W naszym domu jest więc tak: jeśli pojawia się jakakolwiek kwota nadwyżki finansowej, której nie mamy zamiaru wydać w najbliższym miesiącu od razu trafia ona na oprocentowane konto oszczędnościowe. Jeśli tych pieniążków zbierze się więcej (min. 1000 zł) zakładamy lokatę. O tych najlepiej oprocentowanych regularnie donosimy na blogu Bankobranie. I znów! Wymaga to pewnego wysiłku, bo przelew nie zrobi się sam. Pamiętam jednak jak to było, gdy dostałam moje pierwsze odsetki w życiu od skrupulatnie zbieranych oszczędności. A były to czasy, kiedy jeszcze gotówkę musiałam zanieść do oddziału, a nie po prostu założyć lokatę on-line. Trochę mi się tego udało uzbierać i nie mogłam nadziwić się swojej głupocie, gdy po kwartale zobaczyłam kwotę odsetek w wysokości 100 zł. Od razu pomyślałam, ile dotąd straciłam trzymając moje pieniądze nieoprocentowane. Bo de facto, jeśli jakaś suma spoczywa sobie spokojnie na naszym koncie to jest to pożyczka, którą udzielamy dla banku. On sobie naszymi pieniędzmi spokojnie obraca, chociaż wirtualnie tego nie widzimy. Gdy my pożyczamy coś od banku płacimy za to słone pieniądze. Dlaczego więc pożyczać bankom za darmo?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wspomniałam wyżej zarówno o lokatach jak i kontach oszczędnościowych. Kiedy, które i dla kogo jest najlepsze? Na pewno konto oszczędnościowe jest dobre, jeśli chcemy chwilowo ulokować mniejsze kwoty. Takie konto można otworzyć w banku, w którym mamy już zwykłe konto osobiste. Możesz też poszukać, do czego zachęcam i w czym obiecuję podpowiedzieć, banku, który da Ci wyższe oprocentowanie. O najatrakcyjniej oprocentowanych lokatach również piszemy na blogu <b>Bankobranie</b>. Zaletą konta oszczędnościowego jest to, że w każdej chwili możesz na niego coś wpłacić (zwykłym przelewem - otrzymujesz bowiem numer taki jak dla każdego rachunku bankowego), ale też wypłacić bez utraty zebranych odsetek. Trzeba jednak uważać i przyjrzeć się zasadom, bo zazwyczaj bezpłatny jest tylko pierwszy przelew w miesiącu. Warto zatem taką ewentualną wypłatę wcześniej zaplanować i nie dzielić na etapy. A jeszcze lepiej nie wypłacać i uzbierać więcej na lokatę ;) Tę z reguły można założyć od kwoty 500-1000 zł. Fajnie, jeśli dobrze wcześniej przejrzymy oferty banków (ja też i w tej dziedzinie postaram się coś podpowiedzieć), bo oprocentowanie na lokatach bywa o wiele bardziej korzystne niż na kontach oszczędnościowych. Dlatego dla wyższych kwot są lepsze mimo pewnych niedogodności, bo z uwagi na utratę odsetek od zainwestowanej sumy pieniędzy nie opłaca się wypłacać wcześniej niż po upływie okresu lokaty (a pod tym względem lokaty są baaardzo zróżnicowane, np. 1, 2, 3-miesięczne ale też np. dwu i trzyletnie). Te konta oszczędnościowe i lokaty mogę wam polecić jako szczególnie korzystne, tym razem po szczegóły odsyłam na blog Bankobranie:</span><br /><br />
<br />
<br />
<h3>
<span style="font-size: large;">Bankobranie: czyli warto korzystać z bankowych premii i promocji</span></h3>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na koniec będzie o kwintesencji tego co na blogu Bankobranie, czyli o zarabianiu na bankach, które opłaca się najbardziej, choć jest najmniej oczywiste. Ale przy dzisiejszej wysokości oprocentowania w bankach kwoty uzyskane z odsetek nie cieszą już tak, jak to było w czasach, kiedy zaczynałam moje oszczędzanie. Chociaż - zawsze to sobie w domu powtarzamy - pieniądz to pieniądz i żadnym gardzić nie można. Jest jednak inna dziedzina, w której banki są w stanie płacić swoim klientom znacznie większe pieniądze. Wie o tym niewielu, bo dzieje się to poza światem reklam w telewizji, czy też z dala od krzykliwych bilbordów na ulicach miast. Każdy bank szuka klientów różnymi drogami i coraz częściej z pominięciem kosztownych i mało skutecznych kampanii reklamowych w mediach. Trend, który obserwujemy z mężem od dłuższego czasu w bankowości i donosimy o nim na blogu Bankobranie zmierza ku temu, by nie płacić agencjom reklamowym za obietnice nie do wyegzekwowania, związane z liczbą klientów, którzy zdecydują się po obejrzeniu reklamy skorzystać z usług danego banku. Coraz częściej banki decydują się, by pominąć ten cały proces i zapłacić bezpośrednio... klientom. Za to, że skorzystają z ich produktów dostaną od banku wynagrodzenie w postaci gotówki na konto lub w innej niepieniężnej formie. Widząc to łowimy z mężem od jakiegoś czasu premie bankowe. Na przykład za założenie konta, albo wykonanie płatności kartą, czy skorzystanie z aplikacji na telefon. Czasem są to pieniążki, które w zamian za te aktywności wpływają bezpośrednio na konto moje czy męża, czasem są to zniżki na zakupy w wybranych miejscach (np. Allegro, Empik i inne sklepy internetowe), bony rabatowe (np. do Rossmanna albo perfumerii), a czasem po prostu... bilet do kina. Wszystko cieszy nas w równym stopniu, bo stanowi wartość w naszym rodzinnym budżecie domowym.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span><span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Ten wpis będę od czasu do czasu aktualizować o najciekawsze propozycje z bloga Bankobranie, które dadzą Wam zarobić/oszczędzić najwięcej (lub jak w przypadku bezpłatnych kont bankowych nie stracić po prostu nic na absolutnie darmowym koncie). Was Moi Drodzy Czytelnicy, jeśli czujecie, że w sprawach finansowych warto trochę pomajstrować w Waszym życiu, zapraszam po prostu do zaglądania tu od czasu do czasu. Być może wreszcie traficie na propozycję, która stanie się impulsem do pierwszego kroku. Bo to o czym piszę, to nie tylko zwykłe łapanie okazji do zarobienia dzięki odsetkom, czy promocjom bankowym, ale też (a może i przede wszystkim) poważna decyzja w stronę uporządkowania wydatków osobistych i edukacji w dziedzinie bankowości. Brzmi poważnie, prawda? Ale ja dziś już wiem, jak wielka wartość się za tym kryje. To nie jest tak, że konto w banku musi kosztować i w dodatku nie rozumiem za co jeszcze bank pobiera ode mnie opłaty. Wszystkiemu przyglądam się uważniej, z większą świadomością jeśli chodzi o finanse. Nie boję się też zmienić banku, gdy ten poprzedni mi nie odpowiada, albo założyć kilku kont w różnych bankach, by mieć najwięcej korzyści i w rezultacie nie płacić za nic a nawet dodatkowo zyskać. Wam też tego życzę!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">P.S. Niniejszy wpis ani też żaden inny, do którego linkuję w tekście na moim blogu lub na blogu Bankobranie nie powstał w wyniku współpracy komercyjnej z wymienionymi bankami. To jedynie zapis moich prywatnych (a właściwie to naszych rodzinnych) doświadczeń w zarządzaniu budżetem domowym.</span>Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-71147034564508927572016-12-23T21:27:00.001+01:002016-12-23T21:27:55.984+01:00Wesołych Świąt!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj-AL5AwA1JjVjJRwC1MfyDyJ55AfsXktUaPUrtcU_5EIIlqiEbJxA1m4F-9UsYQzJxuk25dG4hckPcvywdi7_Nv8viGSAZm2YTr3PaC6_SBpFSlXE340QNbiZBm3DbV-c4gCdxt6xdQXf/s1600/christmas-1107820_1280.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="425" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj-AL5AwA1JjVjJRwC1MfyDyJ55AfsXktUaPUrtcU_5EIIlqiEbJxA1m4F-9UsYQzJxuk25dG4hckPcvywdi7_Nv8viGSAZm2YTr3PaC6_SBpFSlXE340QNbiZBm3DbV-c4gCdxt6xdQXf/s640/christmas-1107820_1280.jpg" width="640" /></a></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Kochani, Boże Narodzenie to przede wszystkim Dobra Nowina o życiu. Tym Boskim, które pojawiło się na świecie ponad dwa tysiące lat temu. I ludzkim, które dzięki temu wydarzeniu nabrało nowego wymiaru. W tegoroczne Święta, gdy obok mnie przy Wigilijnym stole będzie też moja 11-miesięczna Córeczka radość z narodzin będzie w mym sercu szczególna. W zasadzie pierwszy raz przeżywana tak autentycznie. Być może dlatego moje myśli w naturalny sposób skupione w takiej chwili na tym, co w życiu najważniejsze. Tą właśnie refleksją chcę się z Wami, Drodzy Czytelnicy podzielić dzisiaj w formie życzeń świątecznych.</span></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">Życzę Wam Przede wszystkim m i ł o ś c i. Ale takiej niezasłużonej i bezinteresownej do granic. Takiej, którą czuje matka, gdy wtula się w nią jej dziecię. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">Życzę Wam także r a d o ś c i z każdego dnia dokładnie takiej, jaką potrafi czerpać dziecko. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">Życzę wielu s i ł do pokonywania przeciwności, bo te są nieodłącznym towarzyszem każdego, nawet najmniejszego ziemskiego istnienia. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-large;">I wreszcie, życzę też wielkiej p a s j i do otaczającego świata, którą to nasze dzieci mogłyby obdarzyć każdego w nieskończonej ilości!</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Pamiętajcie proszę nie tylko w ten wyjątkowy wieczór, ale też każdego kolejnego dnia o tym, co w życiu na prawdę jest godne naszej uwagi i poświęceń. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Mama Muffin</span></div>
Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-10607896198314030162016-12-20T21:06:00.000+01:002016-12-20T21:06:22.795+01:00Muffinki piernikowe: świąteczny wypiek last minute<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXl5koZNbHH_TU65jERNcy6glXMPHH34p5GUUeIoSXEEtN6ss4VhB1oIPsUJr6c-7Mzbpqwc9_4s5QEYUjanNtzebhn5GVwiJeCXt1P7WQRADtnKNh7yXu1QOjQnIwu5WFpXk5gsjEqT7z/s1600/muffinki+piernikowe.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXl5koZNbHH_TU65jERNcy6glXMPHH34p5GUUeIoSXEEtN6ss4VhB1oIPsUJr6c-7Mzbpqwc9_4s5QEYUjanNtzebhn5GVwiJeCXt1P7WQRADtnKNh7yXu1QOjQnIwu5WFpXk5gsjEqT7z/s640/muffinki+piernikowe.png" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">O ja pierniczę! Taki mniej więcej wydaję z siebie co roku okrzyk, gdy na tydzień przed Świętami Bożego Narodzenia przypominam sobie, że ciasto na pierniczki powinno leżakować. Gdy więc w sobotę Wigilia a ja uświadamiam sobie ten fakt w poniedziałek, na prawdziwie piernikowe ciasteczka nie ma już chyba szans. Choć przyznam szczerze, że w tym roku trochę nie chciałam o tym pamiętać. Niespełna roczne dziecko sprawia, że nie wiem czasami, gdzie mam włożyć ręce, żeby w domu było ogarnięte to co najważniejsze. Gdy poczułam świąteczną atmosferę chciałam sobie trochę odpuścić i nacieszyć się widokiem Córeczki, która wprost nie może oderwać oczu od choinki. I testuje wytrzymałość plastikowych bombek ;) Ale mąż mnie zmobilizował. W domu pojawiło się parę świątecznych dekoracji i zapachniało piernikiem! Zrobiłam świąteczny wypiek last minute.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Ten wypiek dedykuję wszystkim zapominalskim, zabieganym przed świętami, także świeżo upieczonym mamom, które czasu miewają jak na lekarstwo. Ale też tym, którzy wypieką na Boże Narodzenie takie pyszności, że znikną zanim zdążą skończyć się święta :)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Muffinki piernikowe są idealnie pulchniutkie, pięknie rosną i nie są suche, jak często bywa z ciastem piernikowym (dla jednych będzie to ich wada, dla innych na pewno zaleta). I co najważniejsze, i co też lubię najbardziej, można w nich ukryć małe co nieco. Przy okazji świąt i w związku z piernikowym smakiem powidła śliwkowe będą w sam raz!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Składniki na muffinki (12 sztuk):</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">mąka (300 gram)</span><br />
<span style="font-size: large;">cukier brązowy (160 gram)</span><br />
<span style="font-size: large;">proszek do pieczenia (2 czubate łyżeczki)</span><br />
<span style="font-size: large;">przyprawa do piernika (3 łyżki)</span><br />
<span style="font-size: large;">sól morska (pół łyżeczki)</span><br />
<span style="font-size: large;">jajka (2 duże)</span><br />
<span style="font-size: large;">ekstrakt waniliowy (1 łyżeczka)</span><br />
<span style="font-size: large;">olej (100 ml)</span><br />
<span style="font-size: large;">miód (7 łyżek)</span><br />
<span style="font-size: large;">mleko (100 ml)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Uwaga dla bardziej zdeterminowanych - zamiast uniwersalnej przyprawy warto użyć trzech innych: 2 łyżki cynamonu, 1 łyżka mielonego imbiru, 1/4 łyżeczki mielonych goździków). Zamiast ekstraktu waniliowego polecam pół laski prawdziwej wanilii ;)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wykonanie:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Przygotuj dwie oddzielne miski. W pierwszej wymieszaj składniki suche, czyli mąkę, brązowy cukier, proszek do pieczenia, przyprawę/y oraz sól. Do drugiej miski wlej olej, dodaj jajka, miód (rozpuść wcześniej jeśli masz skrystalizowany), wanilię i mleko. Wymieszaj a najlepiej chwilę ubijaj trzepaczką.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Następnie (jak to z prostymi i na prawdę szybkimi przepisami na muffinki bywa) wystarczy dodać składniki mokre do suchych i wymieszać. Nie rób tego zbyt długo, wystarczy, że w strukturze ciasta nie będzie już widoczna mąka.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Przygotuj metalową formę na muffinki, włóż do niej papilotki i każdą z nich wypełnij prawie do połowy. Teraz możesz dodać czubatą łyżeczkę powideł śliwkowych i przykryć je resztą ciasta, które Ci zostanie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Piekarnik rozgrzej do temperatury 180 stopni C i piecz 20-25 minut. Najlepiej zerkaj na muffinki w trakcie pieczenia. Ja swoje pod koniec zdecydowałam się przełożyć na dolny poziom piekarnika, ponieważ mocno się przyrumieniły.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Muffinki posyp cukrem pudrem, albo udekoruj w bardziej świąteczny sposób. Tu znajdziesz szczegółową instrukcję<a href="http://www.mamamuffin.pl/p/jak-ozdobic-ciasteczka-swiateczne.html" target="_blank"> jak ozdobić muffiny na Boże Narodzenie</a>. Przy okazji spodoba Ci się też może <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/12/jak-efektownie-wreczyc-wideo-od.html" target="_blank">mój pomysł na prezent dla bliskiej osoby na Gwiazdkę</a> :)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Smacznego!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">P.S. Polecam wypiekać muffinki w Wigilię lub nawet pierwszy dzień świąt. To zaledwie 30 minut pracy a świeże (i takie na drugi dzień) są najlepsze. Do tego piernikowy zapach w domu najprawdziwszy z prawdziwych :)</span>Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-43476245753644972542016-12-06T10:12:00.000+01:002016-12-06T10:18:44.711+01:00Jak efektownie wręczyć wideo od Świętego Mikołaja? (KONKURS: DARMOWE WIDEO!)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH9C6bowQp27piLLFfyb0u68PEx6M7JW9rSGbgRx1ewPZIrKvvOWYcDzOtiIkbDpwgt5vlwm13LivJdQR9hIFw7ubAR1X3L7DIHLEVchD-VVVy75Ha4Cxg2ZHUEDwfq6P2rDuX8f42TDSW/s1600/Wideo+od+%25C5%259Awi%25C4%2599tego+Miko%25C5%2582aja.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH9C6bowQp27piLLFfyb0u68PEx6M7JW9rSGbgRx1ewPZIrKvvOWYcDzOtiIkbDpwgt5vlwm13LivJdQR9hIFw7ubAR1X3L7DIHLEVchD-VVVy75Ha4Cxg2ZHUEDwfq6P2rDuX8f42TDSW/s640/Wideo+od+%25C5%259Awi%25C4%2599tego+Miko%25C5%2582aja.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Święty Mikołaj to stary dziadek. Ale za duchem czasu nadążać musi, bo inaczej pewnie wypadłby z rynku. Dlatego też nie tylko prezenty, które dostajemy na gwiazdkę często są zdecydowanie "na czasie". Także forma ich wręczenia dobrze, jeśli zyska nowoczesną oprawę. Pomyśl zatem, co by było, gdyby w Wigilię w Twoim domu przeprowadzić transmisję on-line wprost z chatki Świętego Mikołaja? Gdyby jeszcze ten Mikołaj zwrócił się do każdego z domowników po imieniu i w żartobliwy sposób ocenił, czy zasłużył na to, by znaleźć pod choinką wymarzony prezent? Świetna zabawa murowana! Nastój wigilijny też zapewniony. A na twarzach dzieci? Wypieki jak nic!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Gdy całkiem niedawno natknęłam się w Internecie na ofertę zamówienia <a href="http://webep1.com/Zobacz/To?a=21553&mp=2060&r=L3dpZGVvLW9kLW1pa29sYWphLmh0bWw1" target="_blank">spersonalizowanego wideo od Świętego Mikołaja</a> pomyślałam, że skuszę się jak nic. To bardzo oryginalny, jeszcze nie oklepany pomysł. A ja takie uwielbiam! Zawsze, gdy wręczam jakiś prezent główkuję nie tylko nad tym, co to ma być, ale też w jaki sposób to zrobię. O ile więcej frajdy zapewniam tym samym sobie i osobie obdarowanej. We wspomnianym wideo, skądinąd przygotowanym bardzo profesjonalnie, można zamieścić zdjęcie wręczanego prezentu i osoby obdarowanej. Jestem przekonana, że ucieszy to nie tylko (choć na pewno przede wszystkim) dzieci.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Ale nie byłabym sobą, gdybym do tak przygotowanego prezentu i jego oprawy w wersji wideo nie dodała czegoś od siebie. Oczywiście... muffinkowego :) Bo jak efektownie wręczyć takie spersonalizowane wideo od Świętego Mikołaja? Powiedzieć: "otwórz komputer", "wejdź na stronę www" albo "sprawdź pocztę e-mail, proszę"? Trochę mało przy tym emocji, nie? </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Dlatego specjalnie dla Was zaprojektowałam mikołajowe muffinki. Pod nimi śmiało może ukryć się odpowiedni komunikat: link do wideo, albo zaproszenie do otwarcia skrzynki e-mail, na którą można przesłać zamówiony filmik. Przy okazji myślę, że takie muffiny będą fajną dekoracją na każdym stole. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Jeśli nigdy nie dekorowaliście w ten sposób wypieków, bez obaw. Przygotowałam dekoracje o różnym stopniu trudności. Te najłatwiejsze zrobicie w kilka minut! A jeśli nie piekłeś/aś dotąd muffinów, to super. Tym cenniejszy będzie Twój prezent! A ja mam tutaj <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/03/podwojnie-czekoladowe-muffinki.html" target="_blank">przepis na najprostsze (i zawsze się udające) muffinki, które śmiało można przygotować nawet z dzieckiem</a>. Obiecuję też, że jeszcze przed świętami pojawi się u mnie na blogu coś bardziej muffinkowo-piernikowego, więc żeby przepisu nie przegapić obserwuj mój profil na FB, gdzie daję znać o takich nowościach:</span><br />
<div class="fb-page" data-adapt-container-width="true" data-height="200" data-hide-cover="true" data-href="https://www.facebook.com/mamamuffinpl" data-show-facepile="false" data-small-header="true" data-width="500">
<blockquote cite="https://www.facebook.com/mamamuffinpl" class="fb-xfbml-parse-ignore">
<a href="https://www.facebook.com/mamamuffinpl">Mamamuffin</a></blockquote>
</div>
<span style="font-size: large;"><span style="font-size: large;"><br /></span></span>
<span style="font-size: large;"><span style="font-size: large;"><br /></span></span>
<span style="font-size: large;"><span style="font-size: large;">Zapraszam zatem do wspólnej zabawy! </span><span style="font-size: large;">Co będzie potrzebne do dekoracji?</span></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Mikołaje "łatwiejsze":</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">bita śmietana typu Śnieżka (+mleko do jej ubicia)</span><br />
<span style="font-size: large;">białe groszki</span><br />
<span style="font-size: large;">czerwona gotowa posypka na czapeczkę (albo np. pokruszone cukierki o kolorze czerwonym)</span><br />
<span style="font-size: large;">białe pianki typu marshmallows (można zastąpić groszkami)</span><br />
<span style="font-size: large;">czerwone groszki (np. m&m's lub podobne)</span><br />
<span style="font-size: large;">wiórki kokosowe</span><br />
<span style="font-size: large;">kawałek czekolady</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Muffinki "trudniejsze" - z czapką w wersji 3D</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">bita śmietana typu Śnieżka (+mleko do jej ubicia)</span><br />
<span style="font-size: large;">białe groszki</span><br />
<span style="font-size: large;">czerwony barwnik spożywczy</span><br />
<span style="font-size: large;">białe i fioletowe (lub różowe) pianki typu marshmallows</span><br />
<span style="font-size: large;">kawałek czekolady</span><br />
<span style="font-size: large;">ryż preparowany</span><br />
<span style="font-size: large;">łyżka masła</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><a href="http://www.mamamuffin.pl/p/jak-ozdobic-ciasteczka-swiateczne.html" target="_blank">Szczegółową instrukcję jak ozdobić świąteczne mikołajowe ciasteczka najdziesz tutaj.</a></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">KONKURS! WYGRAJ DARMOWE WIDEO!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Zanim zabierzesz się za testowanie powyższych instrukcji zapraszam jeszcze do udziału w konkursie. Dzięki uprzejmości Elfi, właściciela <a href="http://webep1.com/Zobacz/To?a=21553&mp=2060&r=Lw2" target="_blank">serwisu listydomikolaja.pl</a> mam możliwość wręczenia moim Czytelnikom dwóch kodów na bezpłatne spersonalizowane wideo od Świętego Mikołaja. Stąd też ogłoszony właśnie dziś, z okazji Mikołajek konkurs. Szczegóły znajdziesz na moich profilach społecznościowych:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><a href="https://www.facebook.com/mamamuffinpl/photos/a.235546260129581.1073741828.202644880086386/355481954802677/?type=3&theater" rel="nofollow" target="_blank">Facebook MamamuffinPL</a> - tu jeden kod do wygrania</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><a href="http://www.instagram.com/mamamuffinPL" rel="nofollow" target="_blank">Instagram MamamuffinPL</a> - tu też jeden kod do wygrania</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Możesz wziąć udział w obu konkursach, aby zwiększyć swoje szanse ;)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Konkursy trwają od dziś tj. 6 grudnia do piątku 9 grudnia włącznie (do północy). Zapraszam do zabawy i życzę powodzenia!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-11685814185024900092016-12-01T11:07:00.000+01:002016-12-01T11:29:28.383+01:00Cycki i owsianka. 5 powodów, dla których nie mogę skończyć karmić piersią<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5kgv7JOekXfU0nHACKkDrILrkL01a71dgeaLvl6r6PDnD08h67NpZD6W6ARKR-N3E3-s0Gz1TiWWv6QFan7rrDRr9lPx5i8J9t5DqiatNs0tZZ0OxzN6uakv6AlrNARxFo9DZ0oMkkDLV/s1600/IMG_1242+%25282%2529.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5kgv7JOekXfU0nHACKkDrILrkL01a71dgeaLvl6r6PDnD08h67NpZD6W6ARKR-N3E3-s0Gz1TiWWv6QFan7rrDRr9lPx5i8J9t5DqiatNs0tZZ0OxzN6uakv6AlrNARxFo9DZ0oMkkDLV/s640/IMG_1242+%25282%2529.JPG" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Przychodzi taki czas w życiu mamy karmiącej, kiedy to karmienie piersią staje się elementem dnia codziennego, takim samym jak chociażby porcja płatków z mlekiem na śniadanie. Owszem, czasem bywa, że smakują gorzej, innym razem coś się niechcący rozleje. Ale w gruncie rzeczy nikt nie opowiada o tych przygodach na prawo i lewo. Pewnie dlatego tak trudno dotrzeć do wiedzy, która może okazać się bezcenna przy długim karmieniu piersią. Wiele mam się na to decyduje. Ale jednak mam wrażenie, że Internet przychodzi z szybką pomocą w początkach karmienia, gdy pojawiają się pierwsze, podstawowe pytania i wątpliwości. A potem jest już cisza... Albo raczej trzeba dobrze się postarać i poszukać. Wiadomo, w miarę oswajania się z rolą matki uczymy się cierpliwości i dystansu do problemów. Życie pokazuje, że wiele z nich rozwiąże się samo z upływem czasu. Tak jest też w przypadku tych cycowych kłopotów u dziecka. Najwięcej jest ich z noworodkiem, potem sytuacja zwykle się stabilizuje. Co nie znaczy, że nie warto o długim karmieniu piersią wspominać. Bo mamy karmiące ponad pół roku i dużo, dużo dłużej to wcale nie kosmitki. Na prawdę istnieją i mają się dobrze. Dlatego śpieszę donieść o codzienności przy piersi w trzeciej już części mojego blogowego cycostory (<a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/06/moje-cycostory-cz1.html" target="_blank">część pierwsza opowieści o karmieniu piersią tutaj</a>, <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/07/6-rzeczy-ktore-w-karmieniu-piersia.html" target="_blank">część druga tutaj</a>).</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Oto kilka uzależniających faktów, które sprawiają, że po 10 miesiącach wciąż ani myślę, aby odstawić Małą Muffinkę od piersi. Tym samym mleko z cyca jest i w najbliższym czasie pozostanie w jej menu równie pewnym składnikiem jak owsianka na śniadanie u jej mamy.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Powód nr 1: Jak cudownie, że karmisz, ale...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Żadna sytuacja z mojego życia nie pomogła mi tak zbudować pewności siebie, jak właśnie karmienie piersią. I w pewnym sensie jestem wdzięczna tym wszystkim, którzy wprost lub między wierszami, mniej lub bardziej świadomie chcą mi powiedzieć, że jestem dziwakiem: "...niezły z Ciebie Stachanowiec!", "...przez długie karmienie narażasz się na osteoporozę, a swoje dziecko na ADHD"(sic!), "...Twoje mleko nie ma już wartości odżywczej dla dziecka" itp., itd. Każdy taki argument zapala w mojej głowie czerwoną lampkę i powoduje, że mogłabym rzucić się na rozmówcę niemalże jak byk na torreadora w trakcie hiszpańskiej corridy. Ale spokojnie, do przemocy fizycznej z mojej strony jeszcze nie doszło i z pewnością nigdy nie dojdzie ;) Choć fakt, że przy takich okazjach ćwiczę niezwykle przydatną w życiu umiejętność "strzelania" w rozmówcę argumentami, bądź - jeśli widzę, że logiczna dyskusja nie ma tutaj sensu - odpuszczania w świadomości swojej najświętszej racji. Wzbogaciłam się niedawno nawet, również z racji <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/09/my-chustomamy-tak-mamy-wywiad-z.html" target="_blank">mojego zapału do chustonoszenia</a> w torbę z napisem: "Karmię, noszę, nie przeproszę". No i tyle w temacie!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Powód nr 2: Mamo zjem Cię, zjem Cię... obedrę ze skóry :)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Karmienie piersią daje okazję do <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/11/smak-doskonay-lepszy-niz-mleka-w-tubce.html" target="_blank">nawiązania z dzieckiem fizycznej, niesamowicie bliskiej i niepowtarzalnej relacji</a>. Tym większej, im dłużej "się karmimy". Zawsze bawi mnie i daje niesamowitą ilość endorfin, gdy moja Córeczka robiąc się głodna zaczyna po mnie chodzić, wtula się w moje ciało, podgryza mnie gdzie bądź i całym swoim malutkim ciałkiem przyklejającym się do mojego daje mi do zrozumienia, że to już ta pora na małe co nie co. Czasem mam wrażenie, że gdyby mogła to by wessała mnie całą :) Gdybym skończyła karmienie piersią na etapie niemowlaka w powijakach nigdy bym tego nie doświadczyła. W początkach bowiem sygnałem do karmienia był przeraźliwy płacz. Z czasem się to jednak zmienia i dzieciaczek staje się takim małym ssakiem-zwierzakiem, który gryzie, na widok cyca syczy, śmieje się w głos, przykleja się do matki i macha ze szczęścia w trakcie jedzenia nóżkami. Boskie! I uzależniające.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Powód nr 3: I nie będziesz mi dawać cyca lewego przed prawym!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Jest strasznie śmiesznie. Gdy dziecko jest coraz starsze ucierają się bowiem pewne cycowe zwyczaje. Trzeba wytrwać w karmieniu, żeby tego doświadczyć. Jakie na przykład są u nas?</span><br />
<span style="font-size: large;">- z lewego cyca tylko na dokładkę: raczej nie ma mowy, by zaczynać karmienia z lewej strony. Ot, takie widzimisie małego ssaka... a może i coś więcej. Jak się domyślam po prawej mam nieco sprawniejsze kanaliki, płynie szybciej i więcej, dlatego na lewą pierś Córeczka godzi się dopiero, gdy mleka trochę się już tam naprodukuje. Wiadomo, każdy woli jeść zupę dużą łyżką, gdy jest pod ręką, a po małą sięga dopiero przy deserze, nie??</span><br />
<span style="font-size: large;">- w związku z jedzeniem z obu piersi przy jednym karmieniu, na dobre utrwaliła się nam już pozycja do karmienia. Zaczynamy z pod pachy po prawej stronie, kończymy klasycznie po lewej. Dzięki temu nie ma przerzucania dziecka z boku na bok, co mnie niesamowicie cieszy, bo chyba musiałabym chodzić przy tym na siłownię!</span><br />
<span style="font-size: large;">- ciąganie mamy za włosy (to nie prawda, że po ciąży włosy masowo wypadają, po ciąży one się po prostu garściami wyrywają a raczej wyrywa je mały piersiowy rozbójnik)</span><br />
<span style="font-size: large;">- drapanie za uszami i po główce (rączki Córeczki muszą mieć zawsze zajęcie, więc jeśli nie ma akurat mamy włosów w zasięgu to zawsze zostaje jeszcze własna główka)</span><br />
<span style="font-size: large;">- machanie nogam (uwielbiam to!)</span><br />
<span style="font-size: large;">- pierdzenie buzią/mówienie do cyca i dmuchanie też - o dziwo! popatrzcie! jak się to robi w tę stronę to mleko nie poleci ;p</span><br />
<span style="font-size: large;">- nowa bluzka u mamy? kolczyki w uszach? ręcznik na głowie? Zapomnijcie! Nie ma jedzenia! Nadszedł czas, by odkryć, że oprócz mleka są inne ciekawe rzeczy na tym świecie :)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">A tak całkiem serio to zwyczaje przy cycu owszem są fajne. Ale są też niesamowitą ulgą na mlecznej drodze. Gdy wspomnę czasy przystawiania dziecka, gdy maluszek odrywał buzię z przeraźliwym płaczem. Nie wiedziałam o co chodzi, nie było lekko. A teraz? Są jasne sygnały, co jest ok, co nie tak. Rozumiemy się doskonale i lepiej już być nie może.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Powód nr 4: Ja mam to zjeść? No chyba żartujesz!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Cyc służy do jedzenia. A jedzenie? Co najwyżej do zabawy. A i tak słabo wypada w konkurencji z twardym (czyt. świetnym do gryzienia) talerzykiem albo miską. Na pewno o naszej przygodzie z rozszerzaniem diety napiszę jeszcze pewnego dnia więcej. Na razie jesteśmy w trakcie i idzie nam raz lepiej raz gorzej. Zdecydowanie mleko mamy zawsze wygrywa ze wszelkimi innymi propozycjami kulinarnymi. W pierwszych chwilach budziło to mój niepokój, potem wyluzowałam. I szczerze to też trochę zatkałam uszy. Bo w powszechnym przekonaniu, dziecko w wieku mojej Córki powinno zajadać się już dla swojego zdrowia zupkami, mięskiem, owocami i innymi cudami, a mleko mamy to dla niego raczej tylko dodatek. Ja wiem, że jest odwrotnie i nie musimy się śpieszyć. Rozszerzać cierpliwie dietę a i owszem. Ale nic na siłę, bez obaw i nerwów. Gdy moje dziecko będzie gotowe zacznie wcinać co trzeba, aż uszy będą się trzęsły. Karmienie piersią daje mi w tym względzie niesamowity spokój. Nie jest przeszkodą, jak niektórzy sugerują. Jestem pewna, że Córeczka dostaje najważniejsze składniki diety, w najzdrowszej z możliwych postaci prosto z mojej piersi. Mamy więc czas, aby spokojnie, we własnym tempie rozszerzyć dietę.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Powód nr 5: Jeden, dwa, trzy i ZZzzzzz</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Nie pozwalaj jej spać przy cycu! To jedna z rad, którą usłyszałam niedługo po powrocie z dzieckiem ze szpitala. W sumie to się nią trochę przejęłam. Na początku. Ale wiecie co? Umęczona bujaniem, noszeniem przed snem coraz większej liczby kochanych kilogramów z radością przyjęłam chwilę, kiedy mała zaczęła zasypiać przy karmieniu. Nie zawsze tak było. Wcześniej nerwowość przy piersi nie pozwalała na takie błogie ululanie do snu. Ale od 7-8 miesiąca zaczynało się to stawać naszym zwyczajem. I zbawieniem! Teraz przy okazji południowej drzemki albo po kąpieli robimy myk do sypialni i sprawa załatwiona. Po 5-10 minutach (jeśli mam akurat fazę na przyglądanie się błogo śpiącej na moich kolanach Córeczce), wychodzę z miną bohatera i mam troszkę czasu dla siebie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Co dalej?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na koniec tego pełnego entuzjazmu wpisu winna jestem dokonać szczerego wyznania. Za niecałe dwa miesiące wracam do pracy. Dlatego pozytywne myśli, których tu jest co nie miara, przeplata od czasu do czasu lekki niepokój. Jak każda matka martwię się o to, czy decyzja, która na dzień dzisiejszy wydaje mi się najlepszą z możliwych dla mojego dziecka, rzeczywiście okaże się tak samo dobra w perspektywie mojego powrotu do zawodowych obowiązków. Intuicja podpowiada mi, że tak. Ale rozum bez ustanku pyta: Czy karmiąc piersią przez tak długie miesiące nie przywiązałam nadto do siebie mojego dziecka? Jak poradzimy sobie z codziennym menu wobec moich kilkugodzinnych nieobecności? Co będzie z usypianiem małej bez cyca, gdy przyjdzie czas na południową drzemkę? Ok. Niby wiem, że dziecko jest mądre i nie da się zagłodzić. Zje, gdy będzie taka potrzeba. Nauczy się też przebywać bez matki, ale żeby posiąść taką umiejętność musi najpierw... bez niej po prostu zacząć przebywać. I że jest jeszcze masa innych sposobów na usypianie dziecka, każdy opiekun musi tylko znaleźć swój w porozumieniu z maluchem. Ale to jest na razie wiedza w teorii i choćby uspokajały mnie wszystkie mamy świata, które przeszły już to, co mnie czeka, to wiem, że pierwsze dni a może i tygodnie nie będą łatwe. Na pewno Wam potem o wszystkim napiszę. Czy po kilku miesiącach tak rewolucyjnych zmian dalej będę karmić piersią? Mam nadzieję... Czytajcie bloga (<a href="https://www.facebook.com/mamamuffinpl" target="_blank">a najlepiej też obserwujcie go na Facebooku</a>), bo tak czy inaczej ciąg dalszy mojego cycostory na pewno nastąpi... :)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Obserwuj mój blog na FB! Obiecuję, że będzie ciekawie :)</span><br />
<br />
<div class="fb-page" data-adapt-container-width="true" data-height="200" data-hide-cover="true" data-href="https://www.facebook.com/mamamuffinpl" data-show-facepile="false" data-small-header="true" data-width="500">
<blockquote cite="https://www.facebook.com/mamamuffinpl" class="fb-xfbml-parse-ignore">
<a href="https://www.facebook.com/mamamuffinpl">Mamamuffin</a></blockquote>
</div>
<br />Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-55519313243496197222016-11-28T20:42:00.000+01:002016-11-28T20:44:59.489+01:00Smak doskonały?! Lepszy niż mleka w tubce, albo najpyszniejszej kawy. Ale nikt go nie jest w stanie zapamiętać...<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTS3zXtcs54YtDIp-NRG4K1hH1sNYhx2ux9yYS13UfndrGWgT_CDU5pVSqsAH3dPLZpmsyNdhSmW8EFe12KTm4v12_rdbEvFMUZrsP5Mr9MqK_SVyqQZokyX5szNJzXhiwhWQIz8HbB0GO/s1600/FullSizeRender.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTS3zXtcs54YtDIp-NRG4K1hH1sNYhx2ux9yYS13UfndrGWgT_CDU5pVSqsAH3dPLZpmsyNdhSmW8EFe12KTm4v12_rdbEvFMUZrsP5Mr9MqK_SVyqQZokyX5szNJzXhiwhWQIz8HbB0GO/s640/FullSizeRender.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Lubisz mleko w tubce, albo chociaż kawę z mlekiem? No to wyobraź sobie, że masz za sobą baaardzo ciężki dzień w pracy i nagle znajdujesz się w domowym zaciszu, przy dźwiękach ulubionej muzyki popijasz tę kawę albo lepiej, ciągniesz ulubione mleko z tubki. Z każdym łykiem jest pyszniej i pyszniej - tak jak jeszcze nigdy nie było! Do tego dociera do Ciebie, że wszystkie problemy, które Cię dotąd trapiły przestały istnieć, masz w tej chwili wszystko czego pragniesz w swoim życiu i w tej błogiej świadomości zasypiasz... Cudownie prawda? To teraz pomyśl o dziecku, które pije mleko z piersi swojej mamy. Jeszcze przed chwilą płakało ze zmęczenia, bo każdy dzień jest przecież pełen tylu nowych wrażeń! Ale to jedno jest niezmienne. Mama i jej mleko. Tak smaczne, kojące, że wszystko inne przestaje się liczyć. Maluszek ssie mleko, czuje ciepło Mamy, swoim zwyczajem smyra rączką w jej włosach a wszelkie bodźce znikają aż przychodzi błogi sen... Podobnie jak z tą kawą albo mlekiem w tubce? Tak, tylko, że taka sytuacja zdarza się na prawdę za każdym razem, gdy w domowym zaciszu (choć nie tylko tam) karmione jest dziecko. A ta pierwsza historia z kawą lub mlekiem w tubce? Cóż, jest raczej tylko pięknym, niespełnionym marzeniem o idealnym świecie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Jestem mamą karmiącą. Od dziesięciu już miesięcy, od kiedy Córeczka jest na tym świecie staram się codziennie wyobrazić sobie to uczucie, które towarzyszy mojemu dziecku podczas, gdy zaspokaja swój głód korzystając z zapasów z mojej piersi. Za każdym razem dochodzę do wniosku, że nigdy się tego nie dowiem, choć bardzo bym chciała. Dlaczego?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Bo mam takie przekonanie, graniczące z pewnością, że to, czym karmi się Moje Dziecko w tej chwili to m i k s t u r a d o s k o n a ł a. I nie chodzi tu tylko o smak, zdrowotne właściwości, ale też owo błogie uczucie towarzyszące jego ssaniu.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Z jednej strony jest w nim w r o d z o n y i n s t y n k t, który pamięta czasy jeszcze z brzucha mamy (tak dobrze znany ze zdjęć USG kciuk w buzi trzymany przez płód). A w miarę upływu czasu dołącza nawiązywana stopniowo dzień za dniem więź z matką, za którą idzie (jeszcze nie nazwane, ale jednak!) m i ł o ś ć. I ostatni, równie ważny składnik tej mikstury: to u l o t n o ś ć c h w i l i. Gdy dziecko dorasta to zapomina. Może właśnie dlatego, ja postanowiłam spisywać na bieżąco moje cycostory. Jeszcze w tym tygodniu zaproszę Was na trzecią część tej trwającej już 10 miesięcy historii. A tymczasem, jeśli jeszcze nie czytaliście poprzednich moich wpisów pod tym hasłem to serdecznie polecam: <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/06/moje-cycostory-cz1.html" target="_blank">Moje cycostory cz. 1</a> oraz <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/07/6-rzeczy-ktore-w-karmieniu-piersia.html" target="_blank">6 rzeczy, które w karmieniu piersią zaskoczyły mnie najbardziej</a>.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Nie chcesz przegapić kolejnego wpisu z tej serii? Koniecznie zostaw mi swój adres e-mail a ja Cię o nim powiadomię!</span><br />
<br />
<iframe frameborder="0" height="700" marginheight="0" marginwidth="0" src="https://docs.google.com/forms/d/e/1FAIpQLScK3gifMNPFXkfiWXn91rlEK5RQy7S4DR0sfJsneuLDueWl5Q/viewform?embedded=true" width="500">Ładowanie...</iframe>
Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-7746741222909018672016-11-07T10:29:00.000+01:002016-11-07T10:33:59.029+01:00Dziecko w potrzebie: Jak można pomóc, gdy nie można inaczej? Moja bajka pomagajka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6gSrnpMjqPGPmIfT7eQj3BND9WKGwtLIwluSaALhwydpHj8c1R52__WCQB6EptWax3ccHnXv50yq491cYWvyZ3AgwDPjyl_B58_UF3vWVJ_CA5PLUpgC_GNAziqftHkKO_MwCLkwiYXNT/s1600/Bajka+pomagajka.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="bajka terapeutyczna bajka pomagajka" border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6gSrnpMjqPGPmIfT7eQj3BND9WKGwtLIwluSaALhwydpHj8c1R52__WCQB6EptWax3ccHnXv50yq491cYWvyZ3AgwDPjyl_B58_UF3vWVJ_CA5PLUpgC_GNAziqftHkKO_MwCLkwiYXNT/s640/Bajka+pomagajka.png" title="" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Napisałam bajkę. Pierwszy raz w życiu i nawet, przyznam nieśmiało, że jestem zadowolona z efektów :) Ale nie jest to taka zwykła bajka, tylko bajka pomagajka. Może mieliście kiedyś w życiu takie uczucie, słysząc o nieszczęściu, które spotkało kogoś obok, że chcielibyście coś zrobić, jakoś pomóc, ale właściwie to nie wiecie jak? Albo nie macie możliwości, by pomóc tak jak by się wydawało, że będzie najlepiej. Mnie to właśnie spotkało. Tym bardziej dotkliwie, że dotyczyło dziecka. Teraz, gdy mam Córeczkę po prostu serce mi się kraje na wszelkie doniesienia o chorobach maluszków. Zawsze byłam wrażliwa, ale teraz jako matka odczuwam to szczególnie. Czasem mam wrażenie, że prawie tak, jakby spotkało to moje dziecko. To jest chyba ten instynkt macierzyński, który budzi miłość i troskę wylewające się daleko poza nasze osobiste relacje z dzieckiem...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Nie jestem specem od pisania bajek. Ba, nawet na razie niewiele ich czytam, bo moja Córeczka woli przeglądanie książeczek w tempie błyskawicy. Trzy sekundy na jednej stronie to już zdecydowanie za dużo ;) Dlatego treści bajek podczytuję ukradkiem, gdy ona nie widzi, żeby później zręcznie stworzyć jakąś godną narrację do ilustracji. Na szczęście pewnych rzeczy z dzieciństwa się nie zapomina. Odłożone w naszej głowie na półeczkę z napisem "wspomnienia" odżywają, gdy tylko przychodzi okazja ku temu. I motywacja. A tę miałam szczególnie silną po telefonie bliskiej koleżanki i wieści o wypadku, który przydarzył się jej Córeczce. Czteroletnia dziewczynka trafiła do szpitala, gdzie spędziła długie cztery tygodnie praktycznie leżąc w łóżku. Do tego perspektywa długich miesięcy rehabilitacji. Niestety, nie było wesoło :(</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Nie mogłam wyobrazić sobie, jak wytłumaczyć czteroletniej, żywiołowej dziewczynce, że nie może na razie biegać tak jak dotąd. Jeden dzień, dwa jeszcze. Ale dla dziecka perspektywa wielu miesięcy leczenia jest właściwie nie do pojęcia. No chyba, że przemówi się jego językiem, czyli słowami bajki. I tak wpadłam na pomysł, żeby przygotować specjalną niespodziankę. Bajkę pomagajkę.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Czym są bajki, które leczą?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<span style="background-color: white; color: #404040; font-family: "verdana" , "helvetica" , "arial" , sans-serif;">"Poczuj się na chwilę jak mały szkrab… Wyobraź sobie, że spokojniutko leżysz sobie w ciepłym łóżeczku… Jest wygodnie i miękko… Jest Ci dobrze i nic Ci nie grozi… A ktoś komu ufasz opowiada spokojnym głosem historię, która wydaje się być znajoma. Jakieś dziecko, trochę takie jak Ty, miało podobne kłopoty jak Ty. I tak samo się na początku bało, płakało i chciało uciekać… Ale okazało się, że to czego się tak bardzo bało – wcale nie było takie straszne… I to dziecko poradziło sobie z tym i cieszyło się tak bardzo. I było bardzo dumne z siebie… I Mama i Tata były z niego takie dumne… Czy to nie wspaniałe?"</span></blockquote>
<span style="background-color: white; color: #404040; font-family: "verdana" , "helvetica" , "arial" , sans-serif;">Źródło: <a href="http://bajki-zasypianki.pl/" target="_blank">bajki-zasypianki.p</a>l</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Trudno znaleźć taką bajkę gotową, na sklepowej półce. Istotą bajki terapeutycznej jest bowiem to, że bazuje na opowieści w pewnym stopniu pokrywającej się z niektórymi życiowymi okolicznościami, których doświadcza dziecko. Nie są to bajki o magii i cudownych wróżkach. Sama miałam na początku taki pomysł na zakończenie: oto przyszła do dziecka cudowna wróżka i rozwiązała jego problem. Ale bajki pomagajki pokazują realne problemy i tak samo realne musi być ich rozwiązanie. A prowadzi do niego szczera rozmowa z kimś, komu bohater bajki ufa (tak jak jej potencjalny adresat ufa mamie, czy tacie, z którymi może porozmawiać o swoich trudnych przeżyciach). Jak wszystkie bajki, także i te terapeutyczne są z happy endem. Choć bez przesadnego moralizatorstwa na zakończenie. I ostatnia ważna sprawa - taką bajkę dziecko musi przetrawić samo. Jeśli wróci do niej w rozmowie, albo zgodzi się narysować coś nawiązując do treści bajki to znaczy, że cel został osiągnięty. Opiekun ma okazję dotrzeć wtedy do dziecięcego świata w sposób dla dziecka doskonale zrozumiały.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat bajek terapeutycznych zajrzyj koniecznie <a href="http://bajki-zasypianki.pl/bajki/jak-tworzyc-bajki-terapeutyczne/" target="_blank">tutaj</a> i <a href="http://biblioteczka-apteczka.pl/" target="_blank">tutaj</a>. Na prawdę polecam te dwa wartościowe blogi!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">W moim przypadku bajka miała w sobie dodatkowy prezent. Były to malutkie kukiełki, które zgodnie z treścią bajki pomogły jej bohaterce poradzić sobie z problemem, który ją dotknął. Oto początek mojej bajki pomagajki, a więcej <a href="https://drive.google.com/file/d/0B6VfbKqn5Fo4cWMxc29IMFhidU0/view?usp=sharing" target="_blank">przeczytacie pod tym linkiem</a>. Zapraszam do lektury i udostępniania, jeśli treść bajki Wam się spodoba :)</span><br />
<span style="color: #434343; font-family: "verdana"; font-size: 14.6667px; text-indent: 23.25pt; white-space: pre-wrap;"><br /></span>
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<span style="color: #434343; font-family: "verdana"; font-size: 14.6667px; text-indent: 23.25pt; white-space: pre-wrap;">"Agatka to bardzo mądra i wesoła dziewczynka. Mieszka z rodzicami w dużym mieście i uwielbia chodzić z mamą bawić się w parku. Tak jak dziś, gdy korzystając z tego, że świeci słońce, w drodze powrotnej ze sklepu zatrzymały się na chwilę pośród drzew. Mama usiadła na ławeczce, a Agatka biegała szczęśliwa w pobliżu. Czuła się już taka dorosła! Podczas gdy jej młodszy brat Krzyś został z babcią w domu, ona wyszła na zakupy, bo jako duża dziewczynka mogła już co nieco pomóc w nich mamie. Potrafiła na przykład sama zdecydować, który jogurt jest najsmaczniejszy i wybierała z dumą ze sklepowej półki te, które zje potem na drugie śniadanie. Tym razem zakupy poszły i mamie, i Agatce wyjątkowo sprawnie. Gdy przychodziły do sklepu z małym Krzysiem to dopiero się działo! Krzyś biegał między półkami, czasem też trochę płakał. Malutkie dzieci tak mają, ale mama nie mogła przez to skupić się na zakupach i trwały one nieco dłużej. Ale nie dziś!</span> <span style="color: #434343; font-family: "verdana"; font-size: 14.6667px; text-indent: 23.25pt; white-space: pre-wrap;">- Jak długo będziemy mogły zostać tutaj w parku, mamo? - zapytała Agatka, bo wcale nie chciało jej się wracać do domu.</span> <span style="color: #434343; font-family: "verdana"; font-size: 14.6667px; text-indent: 23.25pt; white-space: pre-wrap;">- Mamy jeszcze 15 minut a potem pójdziemy na autobus - odpowiedziała mama zerkając na zegarek.</span> <span style="color: #434343; font-family: "verdana"; font-size: 14.6667px; text-indent: 23.25pt; white-space: pre-wrap;">"Ojej, to chyba dużo czasu" - pomyślała Agatka, choć nie znała się jeszcze tak dobrze na zegarku jak mama i tata. Na wszelki wypadek postanowiła biegać jeszcze szybciej, bo chciała dotknąć rączką i przytulić się do wszystkich drzew w parku. Właściwie to była z mamą w tym parku już wiele razy, ale nigdy wcześniej nie zauważyła, że jest ich tutaj aż tak dużo! </span> <span style="color: #434343; font-family: "verdana"; font-size: 14.6667px; text-indent: 23.25pt; white-space: pre-wrap;">"To bardzo dobrze" - pomyślała. "Przynajmniej nie jest im smutno". Sama natomiast nie mogła sobie wyobrazić, żeby miała stać tak całe życie nieruchomo w jednym miejscu. Jakie to musi być trudne. Drzewa są naprawdę dzielne!"</span></blockquote>
<blockquote class="tr_bq" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-left: -1.5pt; margin-top: 0pt; text-indent: 23.25pt;">
<span style="background-color: transparent; color: #434343; font-family: "verdana"; font-size: 14.666666666666666px; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap;"></span></blockquote>
<blockquote class="tr_bq" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-left: -1.5pt; margin-top: 0pt; text-indent: 23.25pt;">
<span style="background-color: transparent; color: #434343; font-family: "verdana"; font-size: 14.666666666666666px; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap;"></span></blockquote>
<blockquote class="tr_bq" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-left: -1.5pt; margin-top: 0pt; text-indent: 23.25pt;">
<span style="background-color: transparent; color: #434343; font-family: "verdana"; font-size: 14.666666666666666px; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap;"></span></blockquote>
<blockquote class="tr_bq" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-left: -1.5pt; margin-top: 0pt; text-indent: 23.25pt;">
<span style="background-color: transparent; color: #434343; font-family: "verdana"; font-size: 14.666666666666666px; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap;"></span></blockquote>
<span style="font-size: large;"><span id="docs-internal-guid-29f2ffb1-3629-15c7-702c-7d9cf29b827d"></span></span><br />
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-left: 48.75pt; margin-top: 0pt; text-indent: 23.25pt;">
<br /></div>
<br />Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-43232313515475916352016-10-24T10:24:00.000+02:002016-10-24T10:24:28.373+02:00Świadoma mama, czyli jaka? Moje trzy najważniejsze przykazania.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwnXP-JbQwrMA-ZVxJI02q9jlIQdesuuEz9DmPMeSvy0ydBRlhJMVfXLI20XajaPgR8IMtOwn5Ol3SEigYTDlWnmOEa8g5ImFL-SCtXqtaMjA-flWPeXxmHlnz1sgO8alL1Dfzsf4p1gGj/s1600/mama+na+murze.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwnXP-JbQwrMA-ZVxJI02q9jlIQdesuuEz9DmPMeSvy0ydBRlhJMVfXLI20XajaPgR8IMtOwn5Ol3SEigYTDlWnmOEa8g5ImFL-SCtXqtaMjA-flWPeXxmHlnz1sgO8alL1Dfzsf4p1gGj/s640/mama+na+murze.png" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Przychodzi matka do specjalisty:</span><br />
<span style="font-size: large;">- Panie doktorze, przeczytałam już chyba wszystkie poradniki, a wciąż nie wiem wszystkiego o moim dziecku. Aż boli mnie od tego głowa.</span><br />
<span style="font-size: large;">- Mam dla Pani doskonałe lekarstwo. Taki poradnik w minipigułce.</span><br />
<span style="font-size: large;">- Niemożliwe. Co to za książka?</span><br />
<span style="font-size: large;">- Ma ją Pani w swojej głowie!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">No i problem bólu głowy z głowy :) Bo matka wie najlepiej prawda? Nie macie czasem wrażenia, że za dużo tych mądrości wokół nas? Blogi (mój oczywiście też :), vlogi, serwisy parentingowe, poradniki, programy telewizyjne itp., itd. Jak odsiać to, co na prawdę wartościowe i mądre od tego, na co nie warto tracić naszego cennego czasu? Bo bez wątpienia, skądś wiedzę czerpać trzeba. Pomijając przypadki kluczowe dla zdrowia dziecka, kiedy udajemy się prosto do lekarza są jeszcze tysiące innych sytuacji, w których potrzebujemy wiedzy związanej z opieką nad dzieckiem. Ja, zanim nie urodziła się moja Córeczka nie zmieniłam nigdy pieluszki żadnemu dziecku, nie mówiąc już o kąpieli, ubieraniu itd. Cieszyłam się, że jest Youtube i że są mamy, którym chce się nagrywać filmiki pod hasłem zmiany pampersa! Chociaż nie oszukujmy się, tak na prawdę nauczyłam się to robić dopiero na sali poporodowej na "prawdziwym egzemplarzu" :) Podobnie było z kąpielą i wieloma innymi rzeczami. Zdałam sobie wtedy sprawę, że wszystko czego się naoglądałam, naczytałam i nasłuchałam w ciąży pełniło raczej rolę skutecznego "uspokajacza". Bardzo cennego, ale jednak prawdziwe życie jak zawsze pokazało różnice między teorią a praktyką.</span><br />
<span style="font-size: x-large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">No ale jak to mówią, im dalej w las tym więcej drzew. Bo zmiana pieluchy to są absolutne podstawy. Z każdym dniem, gdy dziecko jest na świecie pytań, wątpliwości, obaw jest coraz więcej. Tymczasem napisano przecież opasłe poradniki poświęcone opiece nad niemowlęciem. Czy bez zawartej w nich wiedzy można dobrze zaopiekować się dzieckiem?</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Jeden z takich poradników znalazł się przy łóżku w mojej sypialni. I wiecie co... Po urodzeniu Córeczki nie zajrzałam do niego ani razu. A taki mi się wydawał niezbędny. Tyle wiedzy o dziecku w opasłym tomie! Nie zajrzałam! I na początku wyrzucałam trochę sobie, że idę na łatwiznę. Przy surfowaniu po internecie więcej czasu poświęcam na przegląd ciuszków z drugiej ręki, niż na zapoznanie się z listą rzeczy, które już powinno umieć moje dziecko. Gdy mała była niespokojna przy piersi ja dalej nie szukałam, nie wertowałam. Wbiłam sobie do głowy trzy przykazania świadomej dobra swojego dziecka matki i uparcie się nich po dziś dzień trzymam. Czy słusznie? Ciekawa jestem Waszych opinii. Oto one:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Po pierwsze: SŁUCHAJ SIEBIE. To Ty i twoje Dziecko a nie nikt inny będziecie ponosić konsekwencje podjętych decyzji. Tak sobie to wykombinowałam. Ale uwaga! Uzbrój się do tego w cierpliwość. Na rozwiązanie wielu problemów potrzeba nie tyle złotej rady, co po prostu czasu. W końcu zrozumiesz swoje Dziecko i znajdziesz własny, najlepszy sposób na ich rozwiązanie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Po drugie: INTERNET TAK, ALE Z DYSTANSEM. Tu jako blogerka strzelam sobie w stopę? E!!! Raczej nie, bo nie uzurpuję sobie roli rodzicielskiego autorytetu. Piszę to, co dla mnie jest ważne, czym chciałabym się podzielić z innymi, bo moim zdaniem też może ich to zainteresować. Jeśli ktoś znajdzie w moich wpisach inspirację dla siebie - to super! Bardzo się ucieszę :) Reszta mam nadzieję uzna mój blog za całkiem fajny czasoumilacz... Do tego przede wszystkim powinien służyć rodzicom Internet. Trudno bowiem oczekiwać od wujka Google, że rozwiąże problemy związane z naszym dzieckiem. Zazwyczaj, gdy go odwiedzamy mętlik w głowie jest jeszcze większy a pierwotnie lekki niepokój związany chociażby ze zdrowiem maluszka urasta do poziomu paniki totalnej. O tym, jak warto wykorzystywać Internet będąc rodzicem pisałam we <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/05/mamo-ta-funkcja-facebooka-uatwi-ci-zycie.html" target="_blank">wpisie pt. Mamo, ta funkcja Facebooka ułatwi Ci życie</a>. Wkrótce napiszę na ten temat nieco więcej, bo zbiera mi się całkiem spora ilość przemyśleń na temat parentingu w Internecie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><a href="https://www.facebook.com/mamamuffinpl" target="_blank">Zapraszam do śledzenia najnowszych wpisów na moim blogu przez Facebook!</a></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Po trzecie: ZNAJDŹ BLISKO SIEBIE KILKORO NAPRAWDĘ MĄDRYCH LUDZI (z naciskiem na k i l k o r o). Specjalistów, ale nie tylko. Już tak jesteśmy skonstruowani, że bardziej ufamy osobom znanym nie tylko z imienia i nazwiska, ale też kilku bliskich nam życiowych faktów. Nie macie czasem wrażenia, że lepiej zapadają w pamięć słowa mamy z placu zabaw, od tych, które usłyszymy w programie TV? Nic nie zastąpi spotkania i rozmowy w cztery oczy. Jak to z tymi ludźmi było u mnie? Zaczęło się od położnej, której w pierwszych tygodniach życia ufałam bezgranicznie. Nawet bardziej niż mojemu własnemu rozumowi. Potem rzeczywistość kilka spraw zweryfikowała (patrz przykazanie nr 1), ale na ten czas, kiedy było bardzo ciężko odnaleźć się w nowej roli była to z pewnością niezastąpiona pomoc. Potem przyszedł czas na samodzielne poszukiwania osób, które mogłyby rozwiązać inne problemy. Pojawił się na przykład doradca laktacyjny. Choć w tym wypadku mimo profesjonalnego podejścia i niewątpliwie wielkiej wiedzy nie udało się znaleźć złotej rady. Musiałam zawalczyć o rozwiązanie problemów z karmieniem sama, metodą prób i błędów (przykazanie nr 1 znów się kłania ;). A i tak najbardziej chyba pomogła cierpliwość, bo były to problemy z natury "cóż, niektóre dzieci tak po prostu mają". Nie żałuję jednak czasu poświęconego na to spotkanie. Powiedzmy, że pozwoliło mi ono złapać oddech, nabrać dystansu i uwierzyć w siebie. Potem w moim telefonie przybyły też dwa inne kontakty, które traktuję jako cenne zdobycze. To namiary do instruktorki masażu Shantala oraz fizjoterapeutki. Obie niesamowicie zaangażowane w pracę z dziećmi, doświadczone i jak się sama przekonałam zdolne do tego, by czynić cuda :) No i w końcu do tego grona dołączyła też moja chustomama, z wykształcenia również położna a w życiu prywatnym mama czwórki dzieci (<a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/09/my-chustomamy-tak-mamy-wywiad-z.html" target="_blank">wywiad z Agnieszką pt. "My chustomamy tak mamy" możesz przeczytać tutaj</a>). Grono tych osób wraz z upływem czasu się zmienia, wszytko zależy od etapu rozwoju, na jakim aktualnie znajduje się moje dziecko.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Świadoma mama - warsztaty</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na koniec tej mojej krótkiej listy przykazań chciałabym Wam jeszcze o czymś wspomnieć. Wprawdzie sama nigdy nie uczestniczyłam w tego rodzaju imprezach, to jednak wiem, ile znaczą dla mnie spotkania w gronie chustomam i innych mam z najbliższej okolicy w klubie "Cafe mama". Tymczasem w najbliższym czasie w różnych miastach w Polsce odbędzie się szereg spotkań pod hasłem "Świadoma mama". To projekt, który ma już udokumentowaną historię sprzed kilku kolejnych lat. Ja z oczywistych względów (w tym roku zostałam mamą po raz pierwszy), nigdy wcześniej się tym wydarzeniem nie interesowałam. Ale przyciągnęło moją uwagę ze względu na wysiłek jaki organizatorzy włożyli w przygotowanie programu spotkań. Konkretnie mam tu na myśli obecność lokalnych specjalistów i lekarzy z okolicy na każdej z nich. Myślę, że dla każdego rodzica, który poszukuje - jak ja - wartościowych kontaktów, będzie to doskonała okazja do ich nawiązania. Zarówno jeśli chodzi o spotkanie ze specjalistami, jak i również innymi rodzicami z okolicy. Jeśli uda mi się dotrzeć na jedno z nich na pewno Wam o tym doniosę!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Co mnie szczególnie kusi?</span><br />
<span style="font-size: large;">- spotkanie ze specjalistą ds. bezpieczeństwa dzieci w samochodzie (szykuje nam się zmiana fotelika, a sprzedawcy wiadomo... powiedzą co trzeba oby sprzedać)</span><br />
<span style="font-size: large;">- zajęcia fitness dla mam z dzieckiem (czemu nie :) Mała Muffinka uwielbia podrygiwać na moich rękach w rytm muzyki)</span><br />
<br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Od siebie mogę też polecić pokaz chustonoszenia - sama chętnie zaczerpnę jeszcze raz wiedzy na temat poprawnego wiązania dziecka :) i spotkanie z doradcą laktacyjnym.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Spotkania są organizowane w dwóch cyklach odbywających się zazwyczaj tego samego dnia: dla rodziców spodziewających się dziecka oraz dla rodziców dzieci do lat trzech. W tym roku zaplanowane są jeszcze warsztaty w Kaliszu, Warszawie, Poznaniu i Gdańsku. Szczegóły na temat terminów oraz programów w poszczególnych miastach znajdziecie <a href="http://swiadomamama.pl/events" rel="nofollow" target="_blank">na stronie projektu Świadoma Mama</a>.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<a href="https://drive.google.com/open?id=0B6VfbKqn5Fo4aG91QVdxWU43c1A3MUxMamFlMHZkZTFiY1NV" rel="nofollow" target="_blank"><span style="font-size: large;">Tu znajduje się plakat z programem na najbliższe spotkanie w Kaliszu w dniu 27. października.</span></a><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-65806801186138137162016-10-10T09:54:00.000+02:002016-10-10T22:51:11.906+02:00Chrrrrrup muffin, czyli muffinki super chrupiące<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-SFLJyvgge6aU7bPlme3Ll7l6aaOca2AgjZA0ai7OQDkSMjupz0eVcmmby5bPHjVrR2HcNo63DgLQ5_KDLBanBTpF9oqRPGla305VF3p3JC4grrT-NVfvs8rkasG5oCnpKHJgX57igxVO/s1600/muffinki+chrupi%25C4%2585ce.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-SFLJyvgge6aU7bPlme3Ll7l6aaOca2AgjZA0ai7OQDkSMjupz0eVcmmby5bPHjVrR2HcNo63DgLQ5_KDLBanBTpF9oqRPGla305VF3p3JC4grrT-NVfvs8rkasG5oCnpKHJgX57igxVO/s1600/muffinki+chrupi%25C4%2585ce.png" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Jestem po prostu muffinouzależniona... Jakie są tego objawy? A no takie, że gdy w moje ręce wpada przepis na muffiny po prostu nie mogę, nie mogę ich nie upiec :) I całe szczęście! Gdyby nie to, nie spróbowałabym tych muffinów, najbardziej chrupiących na świecie. Wystarczy napisać, że po ich spróbowaniu Tata Muffin rzekł tak: "To drugie w kolejności najlepsze muffiny, jakie upiekłaś". Dla niewtajemniczonych wyjaśnię: pierwsze i bezkonkurencyjne już chyba na zawsze będą <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/03/podwojnie-czekoladowe-muffinki.html" target="_blank">muffiny podwójnie czekoladowe, na które przepis znajdziecie tutaj</a>. Z tego wyciągnąć można jeden, bardzo ciekawy wniosek. Im prościej i szybciej wykonuje się muffiny, tym lepiej smakują. No, przynajmniej mojemu mężowi :)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Te ekstra chrupiące muffiny robi się w nieprzyzwoicie szybkim tempie. W jeszcze szybszym się je zapieka a potem... zjada :) Gdyby jednak zdarzyło się komuś nie skonsumować ich zaraz po wypieczeniu to warto wspomnieć, że jak mało które te nie tracą na smaku ani troszkę także na dzień następny.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Przepis na Muffiny trafił do mnie dzięki mojej Córeczce, a właściwie zakupowi, który poczyniliśmy specjalnie dla niej. Znalazłam go pod tacką nowego krzesełka do karmienia z motywem muffinów w roli głównej. <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/10/ale-ciacho-recenzja-krzeseka-baby.html" target="_blank">Recenzję krzesełka COOKIE Baby Design znajdziecie tutaj</a>, a gwarantujący chrrrrrrrrupiące doznania przepis poniżej.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Składniki na muffinki (przepis oryginalny):</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">1 szklanka cukru </span><br />
<span style="font-size: large;">1 szklanka masła (ale nie roztopionego!, czyli mniej więcej 2/3 kostki - przyp. MM)</span><br />
<span style="font-size: large;">1 szklanka mąki</span><br />
<span style="font-size: large;">2 szklanki płatków owsianych błyskawicznych</span><br />
<span style="font-size: large;">1 łyżeczka sody (przesianej z mąką)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wykonanie (z moimi drobnymi uwagami):</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">W zasadzie prościej być nie może: wrzucamy wszystko do jednej miski a potem ugniatamy ręcznie aż do momentu, gdy z masy będzie można łatwo uformować zwarte kuleczki. Robimy 8 lub 12 sztuk w zależności od foremek. Kulki w foremkach (najlepiej wyłożonych papierowymi papilotkami), lekko przygniatamy. I gotowe. Pieczemy 8-12 minut w temperaturze 250 stopni Celcjusza.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Moje uwagi? Zdecydowałabym się na ciut mniej cukru, zastępując go odrobiną więcej mąki i płatkami. No i uważałabym na temperaturę w piekarniku. 250 to bardzo dużo, rzadko trafia się wypiek, który tego wymaga. Ale chrupiąca konsystencja ma swoje wymogi, stąd pewnie w przepisie tak wysoka temperatura. Ja zdecydowałam się na 220 stopni i 2-3 minuty dłużej. Ale przy takim eksperymencie pierwszy wypiek warto mieć pod bacznym okiem, zaglądając za szybkę piekarnika i kontrolując stopień przyrumienienia muffinków.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span><span style="font-size: large;">To wszystko :) Smacznego!</span>Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-68574709611236741752016-10-07T18:17:00.001+02:002016-12-01T21:03:32.664+01:00Ale ciacho! Krzesełko Baby Design COOKIE - moje opinie<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgID_DOjgQG516qO-CETFFKPf8t1WTw-zopI5Vpb2ohSGSZJelXnQHaHfiN7Fphrd8duZBsULVrg5MRevaham7lbLUA8ISEDXIWXOspEFSrlVll887rJsKF8t7agxCK88Sg-gtAcQ50M6ac/s1600/IMG_0098+%25282%2529.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgID_DOjgQG516qO-CETFFKPf8t1WTw-zopI5Vpb2ohSGSZJelXnQHaHfiN7Fphrd8duZBsULVrg5MRevaham7lbLUA8ISEDXIWXOspEFSrlVll887rJsKF8t7agxCK88Sg-gtAcQ50M6ac/s640/IMG_0098+%25282%2529.JPG" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Gdy wybieraliśmy się z Tatą Muffin po ten zakup, nie myślałam, że spotka mnie tak miła niespodzianka. Muffinkowe krzesełko do jedzenia to przecież coś w sam raz dla Małej Muffinki. Znalazłam je w katalogu, potem krótki research w internecie i jest! A gdy mąż złożył je po wyjęciu z kartonika a ja zabrałam się za czyszczenie, mile zaskoczyłam się po raz drugi :) Pod tacką ukryty był przepis na muffiny :) Chyba nie muszę pisać, że długo nie czekał na wypróbowanie. </span></div>
<div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-size: large;">Ale po kolei, dlaczego Mała Muffinka dostała właśnie to krzesełko? Bo design, choć z uwagi na moją pasję bardzo kuszący, nie był tu decydujący. Jestem raczej bardzo praktyczną osobą, dlatego przy wyborze krzesełka kierowały mną pewne kluczowe założenia dotyczące funkcjonalności:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Po pierwsze: kółka</span><br />
<span style="font-size: large;">Po drugie: łatwo zmywalne, zdejmowane (!) pokrycie siedziska</span><br />
<span style="font-size: large;">Po trzecie: barierka między nogami dziecka, dla większego bezpieczeństwa</span><br />
<span style="font-size: large;">Po czwarte: nie duża waga</span><br />
<span style="font-size: large;">Po piąte, choć wcale nie najmniej ważne: niewygórowana cena</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Zacznę może od ceny, bo ta pewnie spędza sen z powiek wielu rodzicom. W końcu, gdy się ma w domu maluszka, zwłaszcza jeśli jest to pierwsze dziecko, wydatków jest bardzo dużo. A krzesełka do karmienia nie wiedzieć czemu potrafią kosztować niebotyczne pieniądze! Od pewnej kwoty w górę płaci się moim zdaniem już głównie za markę i design. Krzesełko do karmienia COOKIE można kupić w przyzwoitej kwocie, poniżej 300 zł. Niekiedy trudno o wybór koloru w sklepie, ale <a href="http://webep1.com/Zobacz/To?a=21553&mp=2119&r=L2tyemVzZWxrby1kby1rYXJtaWVuaWEtY29va2llLWJhYnktZGVzaWduLXBvbWFyYW5jem93ZS1wLTQzNTcuaHRtbA2&utm_source=webepartners&utm_medium=cps" rel="nofollow" target="_blank">tu na przykład (przynajmniej na dzień publikacji wpisu) krzesełko COOKIE jest dostępne jeszcze we wszystkich wariantach kolorystycznych</a>. Za starsze modele, które nie mają kółek (te producent dodał w tym foteliku po 2015 roku), można kupić nawet taniej (za ok. 230 - 240 zł). Jeśli koniecznie zależy Ci na kółkach i kupujesz przez Internet uważaj. Najlepiej najpierw dowiedzieć się mailowo od sprzedawcy, który model ma w ofercie. <a href="http://www.ceneo.pl/Dla_dziecka;szukaj-krzese%C5%82ko+baby+design+cookie#crid=90867&pid=12298" rel="nofollow" target="_blank">Tu znajdziesz przegląd ofert w różnych cenach.</a></span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1cuuvhd_3SBHehaDZdTSxlU1dBRaZLxP0iWUpmTH_-QXjfc-SAp3o7OX5BHMR2jPQ1KBfi7Fn6v5y69ecbQHZot4gp9ca-eo9EeNvgtno5xyW0qDI-q2hoBX0qdnq_QQFgSUgJdpDfgtf/s1600/IMG_0093+%25282%2529.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1cuuvhd_3SBHehaDZdTSxlU1dBRaZLxP0iWUpmTH_-QXjfc-SAp3o7OX5BHMR2jPQ1KBfi7Fn6v5y69ecbQHZot4gp9ca-eo9EeNvgtno5xyW0qDI-q2hoBX0qdnq_QQFgSUgJdpDfgtf/s640/IMG_0093+%25282%2529.JPG" width="480" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Krzesełko COOKIE jest stosunkowo lekkie w sensie wagowym, ale też pod względem designu - nie zagraca mieszkania. Przy takim wyborze kolorów z powodzeniem można dobrać wariant, który dobrze wtopi się w pozostałe elementy wyposażenia domu. Wydaje się, że sposób złożenia, jaki przygotował producent jest najbardziej optymalny z możliwych. Zsuwają się nie tylko nóżki, ale też można odpowiednio zaczepić z tyłu tackę, tak żeby po złożeniu szerokość była nie większa jak 40 cm. Tym samym krzesełko można sprytnie ustawić gdzieś w kącie kuchni czy pokoju, albo za drzwiami, nawet gdy mamy tam mało miejsca. Dodatkowo w załączonym koszyku można trzymać wszelkie niezbędne do jedzenia gadżety.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Teraz słów kilka o tapicerce i pasach. Tak, są w większości białe, co zresztą widać na pierwszy rzut oka. Ale są to elementy zdejmowalne i z możliwością prania w pralce (swoje pasy w tym celu właśnie zdjęłam, dlatego wybaczcie, że nie widać ich na zdjęciach). Na razie piorę, bo wiem, że będą szczególnie ulubionym smakołykiem ;) Nie zdążyły natomiast jeszcze przeżyć kulinarnego armagedonu, ze względu na stosunkowo nieufne podejście do rozszerzania diety u mojego piersiowego maluszka. Myślę jednak, że nie powinno być najgorzej. Już kupując byłam pogodzona z tym, że nie znajdę produktu na wieki. W sprzedaży są krzesełka całkowicie plastikowe lub z silikonowymi elementami w siedzisku. To jednak, wyłożone ceratką wydaje mi się po prostu bardziej przyjemne dla dziecka, bo mięciutkie. W końcu sami z mężem też wolimy jadać w salonie, gdzie mamy tapicerowane krzesła a w kuchni na plastikach zasiadamy tylko na chwilę. No i nie wspomnę już o walorach ceraty w obliczu ząbkowania. Gryzie się znakomicie :)</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Element zabezpieczający między nóżkami: zależało mi, żeby się pojawił w krzesełku. Przyznam się dlaczego, choć pewnie nie powinnam tak publicznie. Zdarza mi się nie zapiąć małej pasami. Po prostu widzę, że nie jest jeszcze na tyle zwinna i na dzień dzisiejszy nie potrafi zmienić pozycji w krzesełku. Na widok pasów dostaje natomiast białej gorączki. Tak jest póki co szybciej, wygodniej i mniej emocjonalnie. Na pewno, gdy zauważę, że nabierze sprytu i zacznie się w krzesełku wiercić nóżkami zmienię tę politykę. Tym bardziej, że mam wątpliwość, czy z powodu "przegródki" między nogami nie przyjdzie pewnego dnia chwila, kiedy przed moim małym pulpecikiem nie będę mogła już zasunąć tacki. Wtedy pasy mogą być bezwzględną koniecznością. Ale pewnie się mylę, w końcu jak grubiutkie mogą być nóżki maleństwa ;) Raczej Mała Muffinka będzie teraz rosnąć wzwyż i trochę gdzieniegdzie wysmukleje. Jeśli Ty też masz "na składzie" małego pulpecika przed zakupem weź pod uwagę, że pod tacką jest mniej więcej 11 x 11 cm miejsca na każdą z nóżek.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">No i wreszcie rzecz o kółkach i wadze nowego nabytku. Troszkę przestraszyłam się, gdy zobaczyłam, że kółka są plastikowe. Spodziewałam się raczej gumowych lub silikonowych. W każdym razie plastiki wydają mi się w tym przypadku ryzykownym rozwiązaniem. No ale wiadomo - z czegoś musiała wyniknąć nieco niższa cena za produkt. Na razie moje obawy okazują się zbyteczne. Kółka wytrzymują mimo, że w ciągu dnia krzesełko przemierza mniej więcej taką trasę: kuchnia - salon - łazienka - salon - kuchnia - salon - kuchnia ;) Czasem z dzieckiem, czasem bez. Panele nie są porysowane a ja na prawdę cieszę się, że mogę sobie tym pojeździć a nie muszę dźwigać. Bo jak się okazało nawet waga niespełna 8 kg (czyli aktualnie ciut mniej od mojej córeczki) przy takim rozstawie nóżek stwarza problemy przy podnoszeniu. Już przed zakupem byłam nastawiona na wykorzystanie tego krzesełka nie tylko do posiłków, ale i do zabawy. Stąd zależało mi na mobilności. Żeby postawić w tej kwestii "kropkę nad i" to napiszę tylko, że trochę brakuje mi jakiegoś sprytnego uchwytu, który mi - mamie o stosunkowo małych gabarytach - ułatwiłby przemieszczanie tego pojazdu najlepiej jedną ręką :) Bo muszę się przy tym nieźle nagimnastykować. No ale pomarzyć zawsze można, bo nie sądzę żeby znalazł się taki model na rynku...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Poza wymienionymi przeze mnie aspektami krzesełko Baby Design COOKIE jak na dobre ciasteczko przystało kryje w sobie parę ekstra niespodzianek. Mam tu na myśli regulowany na trzech poziomach stolik (co umożliwia dosuwanie go do brzuszka dziecka) i odpinaną na zatrzaski tackę z wgłębieniem na kubeczek. Do tego dochodzi możliwość rozłożenia oparcia (mimo, że córeczka dobrze już siedzi to uzyskany tą metodą dodatkowy "luz" przydaje się przy wkładaniu i wyjmowaniu jej z krzesełka). Producent przewidział też możliwość ustawienia krzesełka aż na sześciu poziomach wysokości, choć w sumie nie wiem dlaczego aż tyle. Osobiście wydaje mi się, że wykorzystamy tylko dwa: ten najwyższy teraz, bo mi jest tak wygodniej i najniższy, gdy córeczka zechce wykorzystać krzesełko do własnych zabaw i tyle. Ale pewnie projektant wyszedł z założenia, że od przybytku głowa nie boli. Lepiej więc dać więcej poziomów regulacji, niż za mało. Aha! jest jeszcze regulacja podnóżka, ale moja dziecina uwielbia machać nogami, dlatego podnóżek od razu poszedł do pozycji pionowej i pewnie już tam tak zostanie na dobre.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">To tyle na temat moich osobistych wrażeń, jeśli chodzi o krzesełko Baby Design COOKIE. Każdego kto planuje zakup tego lub podobnego krzesełka zachęcam do zadawania pytań. Chętnie podzielę się wiedzą i doświadczeniem w temacie. Najlepiej pytać na dole w komentarzach, tak żeby potem odpowiedzi mogły zobaczyć też inne osoby.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicL5hStliTE2CM5F2NB7gUVgCn-m_HrDR9nXq8VrnuBc8S7zgs2yCO-Hs12qOPDEUAwwyHOou43il_LKKnfQIbz73ORcgNWTbbdl8jPD946t8KkHoFi6g9ba25WMz1rJY3krgkg7__1wVg/s1600/IMG_0094+%25282%2529.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicL5hStliTE2CM5F2NB7gUVgCn-m_HrDR9nXq8VrnuBc8S7zgs2yCO-Hs12qOPDEUAwwyHOou43il_LKKnfQIbz73ORcgNWTbbdl8jPD946t8KkHoFi6g9ba25WMz1rJY3krgkg7__1wVg/s640/IMG_0094+%25282%2529.JPG" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">A deser zostawiłam na koniec. <a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/10/chrrrrrup-muffin-czyli-muffinki-super.html" target="_blank">Tu zapraszam p</a></span><span style="font-size: large;"><a href="http://www.mamamuffin.pl/2016/10/chrrrrrup-muffin-czyli-muffinki-super.html" target="_blank">o prawdziwe ciacha, czyli przepis na muffinki od Baby Design w wykonaniu Mamy Muffin</a> :) Chrrrrupiące doznania gwarantowane!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
</div>
Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-3854090947977613782016-09-19T13:12:00.000+02:002016-10-12T12:18:35.114+02:00My chustomamy tak mamy - wywiad z Agnieszką Osinską<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgN2pBI4eUXEHjGO6upQ_FLTHvUBYPZ1O-2LF999-kwS59btOACNsjWsjVGuHxAhaQZiGIZhujKaMzNTFXw6Qry58xBS9J044YrlsRtNzSjjqp7vt7Iw52sPEFq3YaiFIi_xEpAdnvfnpJ2/s1600/zdjecie+agi.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgN2pBI4eUXEHjGO6upQ_FLTHvUBYPZ1O-2LF999-kwS59btOACNsjWsjVGuHxAhaQZiGIZhujKaMzNTFXw6Qry58xBS9J044YrlsRtNzSjjqp7vt7Iw52sPEFq3YaiFIi_xEpAdnvfnpJ2/s1600/zdjecie+agi.jpg" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">To była jedna z większych niespodzianek w początkach mojego macierzyństwa. Trzeci miesiąc życia mojego nieodkładalnego z rąk Maleństwa. Bezsenne noce, płacz który zdawał się nie ustawać i absolutny brak czasu dla siebie, nie mówiąc już o domowych obowiązkach. Dodające niesamowitej macierzyńskiej mocy hormony wciąż buzowały, ale potworne zmęczenie dawało już się powoli we znaki. Docierało do mnie to, czego dotychczas starałam się nie zauważać. Jeśli nic z tym nie zrobię, będzie bardzo źle. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">I wtedy, jak w pięknej bajce pojawiła się ONA :) W moich drzwiach stanęła Agnieszka z zachustowaną córeczką na plecach. A mi w głowie wirowała tylko jedna myśl: skąd mama czwórki dzieci tak ochoczo znalazła czas, by pomóc mi w moim problemie?</span><span style="font-size: large;"> </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Na prawdę jeszcze chwilę wcześniej nie uwierzyłabym, że tacy ludzie istnieją tak blisko mnie :) Dziś już wiem, że trafiłam w dziesiątkę i szukałam pomocy tam, skąd w moim przypadku mogła dotrzeć w najlepiej podanej formie! Najlepszej zarówno dla mnie jak i dla mojego Dziecka. Niedawno spotkałam się na kawie z moją chustową mamą. O czym rozmawiałyśmy? Zapraszam serdecznie do lektury.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Agnieszko, z wykształcenia jesteś położną. Niedawno skończyłaś profesjonalny kurs chustonoszenia i podpowiadasz mamom jak prawidłowo chustować maluszki. Czy myślałaś może kiedyś o tym co robisz, że tam na sali porodowej nie raz towarzyszyłaś przy odcinaniu pępowiny, a teraz odwiedzając mamy zawiązujesz ją na nowo… Czy chusta jest jak pępowina?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">To akurat trochę niebezpieczne porównanie. Bo pępowinę musimy odciąć. Ona nie jest już dziecku po porodzie zupełnie potrzebna. A noszenie tak. Jak najbardziej. Często pomija się fakt, że dzieci rodząc się są już nauczone noszenia. Stąd dużo zarzutów względem chust, że przyzwyczajamy dziecko do tego. Często pokutuje u nas babciny sposób na tak zwany zimny chów. Jak dziecko płacze to niech się wypłacze. Za dużo nie można nosić. A już tym bardziej nie przytulać, nie głaskać, nie całować. Dlatego czasem o mamach noszących myśli się ze zgorszeniem. Myśli się, że dziecko zniewala mamę, nie daje wolności.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Rozumiem... a używając analogii do pępowiny tylko możemy dostarczyć argumentów przeciw. Bo pępowina kojarzy się w potocznym rozumieniu z nadmiernym przywiązaniem do matki, czy też szerzej - do rodziców. </b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Tak. Podczas gdy poród jest odcięciem zbędnej pępowiny, chusta jest dopełnieniem tego czego dziecko bardzo potrzebuje. Tak właśnie traktuję chustowanie. Chcę ukierunkować mamy, żeby nie bały się, że te dzieci noszą. To nie jest tak, że dziecko coś na nich wymusza. To nie tak, że urodziło się i teraz powinno być daleko ode mnie. Bo dziecko instynktownie i tak szuka mamy i chce być na niej.</span><br />
<b style="font-size: x-large;"><br /></b>
<b><span style="font-size: large;">Czyli miałam jednak dobrą intuicję, choć szukałam złej analogii. Bo chustonoszenie to w pewnym sensie powrót do bliskości z okresu ciąży. Rzec można, że to jej ciąg dalszy, ale już nie fizyczny tylko bardziej emocjonalny. Jak to jest z tymi emocjami w chuście?</span></b><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wystarczy, że dziecko się przytula a mamie robi się ciepło na sercu. Myślę, że chustowane dzieci mają pewną wyjątkową cechę. Widzę to po mojej najmłodszej chustowanej córce, że są związane z rodzicem, ale nie tak, że trzymają się za nogę, tylko tak emocjonalnie. Niby się bawi, ale ma taką potrzebę, żeby jednak przyjść i się przytulić. Wtedy mama czuje, że to jednak coś dało. Mój drugi syn, Tymek to był typowy egzemplarz dziecka odkładalnego. Jego się nakarmiło on leżał i sam zasypiał. Nawet gdybym go chciała nosić, to nie wiem czy by mu to odpowiadało. Przypuszczam, że tak, ale nawet nie próbowałam. Teraz widzę jaka jest ta moja noszaczka a jaki był on. Taki niedotykalski, nie chciał, żeby wnikać w to, co on robi. Zresztą do dzisiaj taki jest. Nie wiem, na ile to jest kwestia charakteru a na ile to niedopieszczenie w dzieciństwie. Chusta daje więc mamie też poczucie, że dziecko będzie bardziej empatyczne.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>No tak… moja córeczka bardzo dużo się uśmiecha do ludzi na ulicy. Zastanawiam się, czy to właśnie jest ten efekt chuściocha. Bo dziecko czuje się bezpiecznie będąc przy mamie…</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Tak. I do tego jest na wysokości wzroku innych ludzi a nie leży w wózku i widzi chmurki i drzewka. To daje mamie też poczucie radości, dumy. Widzę jak moja córka przez to, że była noszona w chuście w domu i poza nim, bardzo szybko przyswoiła sobie wiele umiejętności. Często zaskakuje nas, że rozumie i potrafi zareagować na nasze prośby. Nawet nie muszę mówić. Gdy zobaczy, że coś się wysypało to idzie i przynosi zmiotkę zupełnie o to nie proszona. Po prostu zamiatała będąc ze mną nie raz w chuście i wie, że trzeba to zrobić.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Tyle pięknych słów, ale ty jako doradca pewnie wiesz najlepiej, że przygoda z chustowaniem zaczyna się najczęściej bardziej prozaicznie. Powiedz, kto się do Ciebie z reguły zgłasza po pomoc?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Najczęściej są to mamy w kryzysowej sytuacji. Mamy, których dziecko kolkuje, ząbkuje. Wtedy zaczynają zastanawiać się nad alternatywą. Albo mamy dzieci, które są strasznie nieodkładalne. Czyli one by chciały żeby ono w tym łóżeczku leżało a dziecko robi wszystko, żeby i tak być na rękach. I wtedy się mówi, że ono wymusza, co też jest nieprawdą. Tak jest najczęściej. Chociaż są też mamy, które zaraziły się ideą noszenia jeszcze w ciąży. Ale to są na razie pojedyncze. Jest ich na pewno mały procent. Najwięcej jest takich mam, które z potrzeby się zainteresowały.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Czyli nie jestem wyjątkiem od reguły. Jesteś, rzecz można, moją chustową mamą. I też spotkałyśmy się, gdy miałam kryzys w opiece nad córeczką. Powiedz, co czujesz, gdy mamę taką jak ja, taką którą uczyłaś, widzisz potem z chustą z dzieckiem na ulicy?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Ostatnio gdy uczyłam mamę świeżo urodzonego maluszka to rodzice stwierdzili, że widać po mnie że się bardzo angażuję. Zależy mi na tym, żeby osoba, którą uczę nie poprzestała na jednej lekcji tylko faktycznie zaczęła nosić. Taka jest moja idea. Chcę zrobić wszystko, żeby ta mama faktycznie wzięła się za to noszenie. A jeszcze jak dostanę jakieś zdjęcie, albo gdzieś spotkam to na prawdę się cieszę. Traktuję to jako swój sukces i też cieszę się, że im się udało nawiązać tą relację i że będą z tego czerpać radość. Nie umiem się od tego odciąć. Nawet jak nie przyślą żadnego zdjęcia, nie mam od nich sygnału, to często myślę czy wiążą się. My chustomamy chyba już tak mamy. Przywiązujemy się do siebie taką niewidzialną więzią. Tak jak nasze dzieci są przywiązane do nas chustami.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>W naszej okolicy byłaś jedną z pierwszych mam chustujących. Jak chustowanie jest odbierane w takim jak nasze, niedużym mieście?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Gdy ja zaczynałam noszenie to czułam na sobie zdziwione spojrzenia. Było też dużo nie zawsze miłych komentarzy. Porównań w stylu, że naśladuję Murzynki. Słyszałam je na ulicy, głównie od starszych osób. Gdy zdarzało mi się wiązać w plenerze, to było dużo osób przerażonych. Że to dziecko mi zaraz wyleci. Gdzieś mi zaczynali chustę wyszarpywać: Ja tu pomogę. Na widok samego wiązania pojawiała się panika. Założenie, że mogę zrobić dziecku krzywdę. Kiedyś zapytano mnie nawet o to, w co ja zawiązałam moje dziecko, w prześcieradło czy obrus. Pytano mnie też widząc, ze idę z czwórką dzieci, czy może nie trzeba mi zorganizować wózka. Teraz, gdy minął już rok, słyszę coraz częściej komentarze, że zaczęła panować taka moda. I wzbudza to już coraz mniejszą sensację. Być może ciężko dlatego jest zarazić chustonoszeniem mamy z okolicy. Z jednej strony ze względu na przekonanie, że dziecko nauczy się noszenia i będzie to potem nadmiernie wykorzystywać. A drugie to zdziwienie, jakie wywołuje się wśród ludzi. Jak mama jest nieśmiała, to jest problem.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Powiedz Agnieszko, jak to jest mieć wolne ręce? Czego ty mama czwórki dzieci nie zrobiłabyś, gdyby nie chusta?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Miałam już trudną sytuację z moim trzecim dzieckiem. I żałuję. Bo już wtedy moja chustomama nosiła swoje dzieci. Kiedyś usłyszałam, że jest bariera w noszeniu i jest to masa ciała mamy. Że nie może być za szczupła. A ja zawsze byłam chuda, wtedy nawet jeszcze bardziej niż teraz. Zapadło to na tyle w moją świadomość, że chustowania nie wzięłam pod uwagę. A synek już był takim typowo nieodkładalnym egzemplarzem. Moje siostry wtedy śmiały się, że nabyłam umiejętności oburęcznej. Jego trzymałam w prawej ręce, a wszystko robiłam lewą. I gotowanie i sprzątanie. Wszystko z nim na tej jednej ręce. Przez to ucierpiał mój kręgosłup. Bo pod tym względem lepsze jest dobre noszenie w chuście, niż jakiekolwiek na rękach. W chuście ciężar się rozkłada, odejmuje dziecku kilogramów. Ja dostałam wtedy w kość. Bo dla pozostałej dwójki wszystko robiłam z nim na ręku. I na spacerze też nie chciał siedzieć w wózku. Pchałam brzuchem pusty wózek. Dziecko na ręku a obok jeszcze dwójka starszych dzieci. Bardzo żałuję, że już wtedy nie zaraziłam się chustowaniem. Uratowałoby mnie to w tamtej sytuacji. Dlatego też, gdy urodziła się Kornelka, miałam już czwórkę dzieci i wiedziałam, że może być różnie to zaczęłam szukać. Nie odpuściłam. Koleżanka (dziś mama szóstki dzieci), gdy była u mnie w odwiedzinach zobaczyła, że mała zaczyna być podobnie jak jej starszy brat nie do odłożenia. Wtedy powiedziała mi, że mi tę chustę załatwi. I wtedy się zaczęło. Córka miała 5 tygodni. Ten czas, który poświęciłabym na nerwy, że tu noszę na rękach i nie mogę uspokoić, a tam czeka masa pracy... I jeszcze te wszystkie burze hormonów, które są w kobiecie po porodzie, to już w ogóle pewnie bym usiadła i ryczała. Nic bym nie była w stanie zrobić.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Faktycznie zauważyłaś różnicę w opiece nad dziećmi?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Mała potrzebowała czasu. Dopiero po dobrych trzech, czterech tygodniach zaczęła w pełni akceptować to, że ją noszę. I wtedy był taki czas, że siedziała non stop. To był właśnie ten egzemplarz. Tylko na karmienie i przewijanie wychodziła z chusty. To trochę trwało. A potem jak już przeszła ten swój kryzysowy czas, zaczęła samodzielnie siadać, to już domagała się bycia poza chustą. Ale nie wyobrażam sobie tych 3-4 pierwszych miesięcy, kiedy faktycznie dawała w kość, żeby tej chusty nie mieć. Korzystałam i w domu i na zewnątrz. Mogłam dzieci odprowadzić do szkoły i do przedszkola z nią wygodnie bez wózka. I nie było problemu 6 czy 7 rano, żebym musiała ją włożyć do wózka i taszczyć w zimę. Zawiązana pod kurteczką spała a ja po drodze załatwiłam wszystko co chciałam. Dzięki chuście często ogranicza się lub zupełnie omija nas etap irytacji, który często jest nieuchronny. Przyczyną jest brak wolności. Bo to nie jest normalne dla człowieka, że poświęca sto procent swojego czasu komuś innemu. Podświadomie szukamy swojej neutralnej strefy. I wtedy, gdy dziecko jest typem, który zwykło się niesłusznie określać jako “wymuszający”, to niestety rodzice się podłamują. A po co ładować się w depresję, wyrzucać sobie brak miłości, jak można sobie inaczej pomóc...</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>... I to tak pięknie z korzyścią dla dziecka.</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Tak. I dla siebie i dla dziecka.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Aga, czy ty jesteś chustoświrką?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">(Śmiech) Jestem, ale nie mówcie o tym mojemu mężowi. Chusty na pewno nie są tanią inwestycją, bynajmniej te już związane ze świrstwem. Więc chyba stąd to się bierze, że z jakiś swoich tajnych pokładów się te chusty kupuje a mąż niekoniecznie zna cenę. Jak się zaczyna nosić i się poczuje tę magię, to się drąży i szuka. Media społecznościowe to ułatwiają. Ja dłuższy czas nosiłam i nie wiedziałam, że takie środowiska istnieją i trafiłam na grupy na Facebooku zupełnie przez przypadek. No i wtedy się wszystko rozhulało. Zaczęłam zmieniać chusty.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>I ile do tej pory miałaś chust na pokładzie?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Przez moje ręce przewinęło się już może przeszło setka. W ciągu półtora roku, bo tyle liczy sobie moja najmłodsza córeczka. Ile mam na stanie to nawet nie odpowiem. Ale to jest tak, że sobie potem świrki tłumaczą, że to jest inwestycja (śmiech), bo chusty nie tracą na wartości. Nawet jak je się kupi, to się sprzeda potem w tej samej cenie. No i potem zaczynają się kombinacje. I ze składami chust i ze wzorami. Można sobie dopasować do stroju, do butów. To już jak to u kobiety. Jedna zbiera torebki, inna okulary, a jeszcze inna świrka zbiera chusty.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Czyli pierwsza chusta pojawia się, żeby sobie poradzić, ale druga i kolejna…</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">...to już bardziej z zamiłowania.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>I - zaryzykuję - z babskiej próżności?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Trochę tak (śmiech). Coś w tym jest. Ja nigdy nie miałam swoich upodobań pod kątem zbieractwa. Dopiero przy chustach się mi to objawiło. Nawet jak sprzedam swoją chustę to śledzę jej historię. Gdzie trafiła? Kto ją nosi? Komu sprzedał? Gdzie jest? Żeby tak nie leżała nie kochana. Mało tego, ja spisuję sobie informacje o wszystkich chustach, które miałam. Jaki miały skład itd. Bo też nie byłabym w stanie wszystkich spamiętać.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>A masz już na składzie tą swoją wymarzoną?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Miałam na chwilę pożyczoną. To chusta Natibaby Scarlett. Jest na niej czwórka dzieci i kobieta. Jedno z dzieci niesie w chuście. A więc widziałam w niej siebie i swoje dzieci. I cały czas na nią poluję. Może się kiedyś uda. Jest jeszcze kilka takich miłości, które bym chciała zdążyć chociaż zawiązać. Też w tym świrstwie potem jest tak, że chustomamy - bo najczęściej są to mamy, mają zaufanie do tych innych chustomam. Nawet jeśli są z innego miasta, czy kraju. Tak jak to było w przypadku mojej wymarzonej chusty. Znalazła się mama, która ją ma i zaraz mi wysłała, żebym sobie ponosiła. Nie chcą nawet pieniążków za wysyłkę. Chodzi im o to, żebyś i ty miała okazję sobie zawiązać. Nawiązuje się taka prawdziwa, nieudawana relacja. Nie do pomyślenia w innym wypadku. Bo wyobraźmy sobie, że chodziłoby o torebkę. Nie sądzę, że znalazłybyśmy kogoś w internecie, kto wysłałby nam do ponoszenia swoją torebkę wartą nawet 1000 zł.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Niesamowite. Czyli jednak chustują ludzie o specyficznym nastawieniu do ludzi i świata?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Tak. Bardziej otwarci na relacje międzyludzkie. Mówię tu o tych, którzy ocierają się lub wpadają we świrstwo. To są kobiety, które nawet ubierają się specyficznie. Trochę inaczej jest z mamami, które wiążą tylko przez pewien czas z bardziej praktycznych powodów. Ale chyba rzadko jest tak, że jak ktoś się wkręci to go ominie cała reszta.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Ty jeszcze nie kupiłaś sobie ostatniej chusty?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Zawsze sobie wmawiam, że tak. Ale no cóż… jedyna chusta, która jest ze mną od początku to jest ta, na której się uczyłam. Mam do niej sentyment, dlatego jej nie ruszam. A cała reszta się ciągle zmienia. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Ach, mówisz o tym żółtym Girasolku. A chciałam od Ciebie wyciągnąć deklarację, że jak go będziesz odsprzedawać to będę miała prawo pierwokupu. Bo myślę, że tak jak ja niejedna mama z okolicy też się na nim uczyła. Też mają do niego sentyment.</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">No właśnie nie sprzedam. Ona cały czas jest i będzie, choć jest już zmarnowana. Już kilkoro dzieci było na niej wychowanych. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Myślisz czasem, że przyjdzie taki moment, że nie będziesz nosić?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">No już teraz coraz częściej. Kornelka zaczyna uciekać. Ja wyciągam ręce i mówię chodź do chusty a ona ucieka. Aczkolwiek chciałam powiedzieć, że (śmiech) chustowanie sprzyja wielodzietności. Coś w tym jest. W środowisku mam chustujących pojawia się stwierdzenie, że jak ktoś już raz spróbował no to potem jak przychodzi czas, że dziecko zaczyna uciekać to zaczyna myśleć, żeby sobie skombinować chyba nowego chuściocha (śmiech). Na pewno odwlekamy moment kiedy dziecko nie daje się nosić i jakby nie chcemy przyjąć tego do wiadomości, że dziecko się nie daje i chyba same siebie oszukujemy. Ale dziewczyny sobie z tym sprytnie radzą. Szyją sobie z chust torebki, portfele, żeby jednak gdzieś pamiątkę mieć. Więc to jest chyba to świrstwo. Ale ja jeszcze nie kupiłam ostatniej chusty. Choć zawsze się oszukuję, że ta to już na pewno będzie ostatnia. Ale już myślę o kolejnej… póki się da to jeszcze będę próbować.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>A czy nie jest tak, że skończyłaś kurs profesjonalnego noszenia w celu przedłużenia sobie przygody z chustą?</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Tak. Chyba po to go zrobiłam. Jakby się okazało, że ta mała się już nie chce nosić, to zawsze będzie okazja, żeby tę lalę zawiązać jak rodzicom się pokazuje. I też będę miała cały czas kontakt z rodzicami malutkich dzieci, którzy są jeszcze entuzjastycznie nastawieni.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Życzę Ci zatem powodzenia na Twojej nowej chustowej drodze.</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Dziękuję!</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;"><b>Ja również dziękuję za wywiad.</b></span><br />
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span>
<span style="font-size: large;">Chcesz także porozmawiać z Agnieszką? <a href="https://www.facebook.com/chusta4you" target="_blank">Jej stronę na Facebooku znajdziesz tutaj.</a> </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Regulamin konkursu <a href="https://docs.google.com/document/d/1muUFSyX2_3hrapYyCGqbIHuizrkJ32n4Lp63sxtbtGE/edit?usp=sharing" target="_blank">"Zniżka od Małej Muffinki"</a></span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Chcesz poznać moją autentyczną historię z chustą w tle? Pozwól, że powiadomię Cię o nowym wpisie. Zostaw mi swój e-mail:</span><br />
<br />
<iframe frameborder="0" height="550" marginheight="0" marginwidth="0" src="https://docs.google.com/forms/d/e/1FAIpQLScK3gifMNPFXkfiWXn91rlEK5RQy7S4DR0sfJsneuLDueWl5Q/viewform?embedded=true" width="600">Ładowanie...</iframe>
Foto dzięki <a href="https://www.facebook.com/Jask%C3%B3%C5%82kowa-Fotografia-1522556968058903/" target="_blank">Jaskółkowa Fotografia</a>Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2712766429238489062.post-62089743174024425512016-09-04T22:01:00.000+02:002016-09-04T22:23:05.093+02:00Muffinki extra kokosowe<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilA7zGeT8HCxwLfflVBzYVqr_VaejN4lytk45ZH8nKmanlMlUMpUkCFywKFcTQ9fbWKvjZci3m5QulaN7J1xNDoJFdUeVWzKPD4Eu53xYyHrP9siEgqtkw9qzmfmLhtGNaSrHc0sYTBTVo/s1600/muffinki+kokosowe.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="536" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilA7zGeT8HCxwLfflVBzYVqr_VaejN4lytk45ZH8nKmanlMlUMpUkCFywKFcTQ9fbWKvjZci3m5QulaN7J1xNDoJFdUeVWzKPD4Eu53xYyHrP9siEgqtkw9qzmfmLhtGNaSrHc0sYTBTVo/s640/muffinki+kokosowe.jpg" width="640" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Ten wypiek to dowód na to, że potrzeba jest matką wynalazków. Także w kuchni. Gdy jeszcze Mała Muffinka była w moim brzuszku zaopatrzyłam się w olej kokosowy. Miał mieć nieco inne niż kulinarne przeznaczenie. Okazuje się bowiem, że ten produkt doskonale sprawdza się przy masażu niemowlaków. Raczej nie uczula, pięknie pachnie a do tego zapewnia wystarczające nawilżenie, a jednocześnie tak jak tradycyjne olejki służące do tego celu nie pozostawia po rozsmarowaniu śladów. W efekcie nie masz niemiłosiernie tłustych rąk, a Twoje dziecko nie świeci się niczym kulturysta na zawodach ;) Takie były założenia. A rzeczywistość je zweryfikowała. Mała Muffinka nie ma zbyt dużo cierpliwości na masaże. Owszem, nawet je lubi ale pod warunkiem, że robię je szybko i masuję tylko jej odpowiadające części ciała (rączki i nóżki). Masaż reszty jest ble, co skutecznie sygnalizuje grymasem twarzy lub stanowczym odpychaniem moich rąk. Zatem i oleju kokosowego nie zużyłam w tempie przewidzianym wcześniej. Zanim minął termin ważności postanowiłam zrobić z niego szerzej zakrojony użytek.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: x-large;">Pomyślałam, że skoro jedne z najbardziej udanych w mojej kuchni muffinek bazują na oleju, to dlaczego nie wykorzystać oleju kokosowego. I nie pomyliłam się! Jeszcze nigdy nie miałam okazji próbować wypieku o tak intensywnym kokosowym smaku i aromacie.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Zazwyczaj przepisy pod hasłem kokosa i kokosanek bazują jedynie na wiórkach koksowych. Nadają one smak przypominający ten egzotyczny owoc, ale szczerze mówiąc nigdy nie satysfakcjonowało to w pełni mojego podniebienia. Tym razem stało się inaczej. Byłam bardzo zaskoczona smakiem, który udało się uzyskać w tych podwójnie kokosowych muffinkach. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">P.s. A gdyby komuś i tego podwójnie kokosowego smaku było mało nic nie stoi na przeszkodzie, by stały się potrójnie kokosowe. Wystarczy przygotowując ciasto jogurt grecki zastąpić mlekiem kokosowym.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">A zatem do dzieła. Oto lista składników (12 muffinów):</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">olej kokosowy 110 g </span><br />
<span style="font-size: large;">mąka 160 g</span><br />
<span style="font-size: large;">1,5 łyżeczki proszku do pieczenia</span><br />
<span style="font-size: large;">1/4 łyżeczki soli</span><br />
<span style="font-size: large;">jogurt grecki 230 g</span><br />
<span style="font-size: large;">cukier 100 g</span><br />
<span style="font-size: large;">1 jajko</span><br />
<span style="font-size: large;">wiórki kokosowe 90 g + odrobina do posypania na koniec</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Uwaga! Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. Pamiętaj zatem wyjąć wcześniej z lodówki jajko, jogurt i olej kokosowy (jeśli go tam trzymasz).</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wykonanie jest bardzo proste:</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Wymieszaj wszystkie składniki suche (mąkę, proszek do pieczenia, sól, cukier i wiórki kokosowe). W drugiej misce zmiksuj mokre, czyli jogurt, jajko i olej. Dodaj suche do mokrych, zmiksuj ponownie i gotowe! Teraz pozostaje już tylko włożyć masę do foremek na muffinki (ja piekłam je w papierowych, którymi wypełniłam metalową formę).</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Ja dodatkowo do środka dodałam niespodziankę. Jaką? Zobacz na moim kanale na <a href="https://youtu.be/Rxp4ZHh2muk" target="_blank">Youtube</a>. </span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Przed włożeniem do piekarnika posyp górę muffinek odrobiną wiórek kokosowych. Piecz w temperaturze 190 stopni C przez około 20 minut.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-size: large;">Smacznego! Pamiętaj, że takie muffinki najlepsze są jeszcze tego samego dnia, niedługo po upieczeniu.</span><br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>
<br />
<span style="font-size: large;"><br /></span>Mamamuffinhttp://www.blogger.com/profile/11166097175464707795noreply@blogger.com6